Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza.pl
Oczekujemy od pielęgniarek kompetencji, za które potem nie zamierzamy płacić
Autor: Marzena Sygut-Mirek
Data: 17.11.2023
Źródło: Menedżer Zdrowia
Tagi: | Krystyna Ptok, pielęgniarki, wynagrodzenia, ustawa o najniższych wynagrodzeniach, kompetencje, kwalifikacje, taryfikator kwalifikacyjny, OZZPiP |
– Pielęgniarki pilnie potrzebują nowelizacji ustawy o najniższym wynagrodzeniu. Ta, która jest, poróżniła środowisko. Widzą, że nikt nie uznaje ich wiedzy i wykształcenia, a dyrektorzy tylko patrzą, jak je oszukać – mówi w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” Krystyna Ptok.
Przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Krystyna Ptok w wywiadzie udzielonym „Menedżerowi Zdrowia” wyjaśnia, dlaczego zapisy zawarte w dokumencie „Polityka wieloletnia państwa na rzecz pielęgniarstwa i położnictwa w Polsce” są tak ważne, a ustawa o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia wymaga pilnych zmian. Publikujemy jego fragment poniżej.
W 2019 r., za rządów ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, podpisano dokument „Polityka wieloletnia państwa na rzecz pielęgniarstwa i położnictwa w Polsce”. Jedną z najważniejszych kwestii, które miał on uregulować, były kompetencje. Dlaczego jest to tak ważne dla środowiska?
– Prace nad tym dokumentem były poprzedzone zdiagnozowaniem i zdefiniowaniem najważniejszych problemów w systemie opieki zdrowotnej dotyczących polskiego pielęgniarstwa i położnictwa. Kształcimy się na różnych poziomach, na których przekazywane są różne treści. Ze względu na to zróżnicowanie szczebli edukacji powinny zostać opracowane i ujęte w odrębnym dokumencie kwalifikacje oraz odpowiadające im kompetencje pielęgniarek i położnych. Tak samo jak w przypadku fizjoterapeutów – inne zadania mają fizjoterapeuci po studiach, a inne technicy fizjoterapii. W naszej ocenie jest to niezbędne, ponieważ wyższe kompetencje pielęgniarek i położnych często nie są wykorzystywane we właściwy sposób. W wielu podmiotach leczniczych dyrektorzy nawet nie wiedzą, że określone zadania mogą wykonywać pielęgniarki, które skończyły dany poziom edukacji.
W związku z tym w tych placówkach wszystkie pielęgniarki wykonują te same czynności, chociaż nie wszystkie są do nich uprawnione. Niektóre pielęgniarki mogą np. przeprowadzać poradę laktacyjną, kardiologiczną, diabetologiczną, wykonać badanie fizykalne pacjenta oraz wypisać skierowanie na badanie diagnostyczne w pewnych obszarach. Dlatego dążyłyśmy do tego, żeby pojawił się dokument, sygnowany przez Ministerstwo Zdrowia, określający kompetencje. W „Polityce wieloletniej państwa na rzecz pielęgniarstwa i położnictwa”, o którym pani wspominała, zapisano, że prace nad kompetencjami będą trwały od 2019 do 2022 r. Liczyłyśmy na to, że zostaną zakończone przed kolejnymi podwyżkami wynikającymi z ustawy o najniższych wynagrodzeniach, czyli do lipca 2022 r. Chodziło nam też o to, żeby dyrektorom podmiotów leczniczych było łatwiej delegować zadania. Niestety, dokument jeszcze nie powstał. Tłumaczono to tym, że jest to ogromny obszar do uregulowania. Wyjaśniono, że prace są na finiszu. A my oczekujemy gotowego dokumentu, który wskazałby, jakie kwalifikacje mają pielęgniarki po określonym rodzaju kształcenia, po określonej specjalizacji i jakie przysługują im kompetencje. To bardzo ważne, także z uwagi na to, że mamy w systemie coraz więcej starszych pacjentów, potrzebujących różnych świadczeń medycznych, a braki kadrowe są ogromne. Dlatego dobrze by było, żeby pielęgniarki mogły w tych zadaniach uczestniczyć, oczywiście będąc odpowiednio wynagradzane.
Równie istotne dla środowiska są warunki pracy, wynagrodzenia oraz promocja zawodów pielęgniarki i położnej. Te sprawy również miały być potraktowane przez resort zdrowia priorytetowo. Czy w pani ocenie tak się stało?
– Niewiele osób pewnie pamięta, że rok 2020 został ogłoszony przez Światową Organizację Zdrowia Międzynarodowym Rokiem Pielęgniarek i Położnych. Rozpoczęliśmy wówczas w Ministerstwie Zdrowia działania na rzecz promocji zawodu. W tym celu doszło do uroczystych spotkań, była gala, wspólne zdjęcia. Zapowiadało się dobrze. Niestety, wkrótce ogłoszono pandemię COVID-19, a Światowa Organizacja Zdrowia zajęła się innymi sprawami. My również – musieliśmy zapanować nad nową sytuacją, z jaką jeszcze nigdy nie mieliśmy do czynienia, opracować standardy działań. Pamiętam doskonale, jak na początku uczyliśmy się sposobów postępowania z filmów dostępnych w sieci. Potem pojawiły się polskie opracowania. I tak, mimochodem, ratując ludzi w tym najtrudniejszym okresie, same wypromowałyśmy nasze zawody. Niestety, wiele z nas przypłaciło to życiem, ale pacjenci zobaczyli na własne oczy, jak potrzebna w systemie jest pielęgniarka. Jak ciężkiej pracy i poświęcenia wymaga ten zawód. O tym należy pamiętać.
Jeśli chodzi o kwestie płacowe, to musimy się cofnąć do lat 2015–2016. Wówczas jako Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych zorganizowaliśmy ogólnopolski protest, który zaowocował tzw. zembalowym, czyli dodatkami do pensji w postaci wypłacanych przez cztery lata podwyżek w wysokości 400 zł, w skrócie 4 x 400. Następnie, już za rządów ministra Szumowskiego, po wielogodzinnych dyskusjach popartych uchwałami Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych oraz Krajowego Zjazdu Pielęgniarek i Położnych, udało nam się przekonać ministra, aby dodatek ten wprowadzić do podstawy wynagrodzenia. Widząc nasz sukces, o porozumienie płacowe zaczęły się upominać kolejne grupy zawodów medycznych. Pierwsi, którym to się udało, byli ratownicy medyczni. Za nimi poszli inni, którzy mieli swoje oczekiwania finansowe, i tak w Trójstronnym Zespole do Spraw Ochrony Zdrowia pojawił się projekt ustawy o najniższym wynagrodzeniu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby przedstawiciele resortu zdrowia słuchali naszego głosu rozsądku. Od początku podkreślałyśmy, że w kolejnych latach będziemy mieć do czynienia ze zjawiskiem „rozwierających się nożyc”, ponieważ nie ma proporcjonalności we współczynnikach pracy. Te przypisane w ustawie pielęgniarkom i położnym z wyższym wykształceniem powodowały szybki wzrost wynagrodzenia, natomiast współczynniki dla pielęgniarek ze średnim wykształceniem skutkowały znacznie niższym przyrostem pensji. Doprowadziło to do sytuacji, że różnice w wynagrodzeniu, z dodatkami, sięgają 3 tys. zł. To wywołuje w naszym środowisku pewien dysonans i niezadowolenie. Niemniej muszę przyznać, że wynagrodzenia od 2016 r. wzrosły. Dziś oczekujemy aktu prawnego regulującego wynagrodzenia – aktu, który wyeliminowałby błąd zawarty w pierwszej ustawie. Chodzi o to, że obecnie pensja jest uzależniona wyłącznie od wykształcenia, a przecież nie jest to jedyny czynnik, jaki należy brać pod uwagę przy jej ustalaniu. Konieczne jest uwzględnienie doświadczenia zawodowego, stresu, odpowiedzialności za inne osoby, czynników fizycznych, chemicznych i biologicznych w miejscu pracy. Te wszystkie elementy są składowymi pozwalającymi wycenić wartość pracy danej osoby. Pielęgniarki i położne wszystkie te zastrzeżenia wniosły do zespołu trójstronnego, popierając je ekspertyzą biegłego sądowego z zakresu ustalania pensji. Niestety, nie zostały one uwzględnione, co doprowadziło do sytuacji, że ogromna rzesza pielęgniarek procesuje się z pracodawcami o wynagrodzenie.
Niestety okazuje się, że tylko w wypadku pielęgniarek pracodawcy nie uznają ich kompetencji, wykształcenia przy ustalaniu wynagrodzeń, nawet jeśli np. rok wcześniej brali je pod uwagę. Co więcej, zgłaszali te osoby, np. z tytułem magistra, do Narodowego Funduszu Zdrowia jako konieczne do działalności placówki. A teraz, wyłącznie ze względów ekonomicznych, zaprzestali tej praktyki, podobnie jak nie uwzględniają podniesionych kwalifikacji osobom, które się dokształcają.
Mamy XXI wiek, postęp w medycynie jest ogromny, co oznacza, że stałe podnoszenie kwalifikacji jest niezbędne. Potrzebni są dobrze wykształceni ludzie – po to, aby zapewnić pacjentom opiekę zgodnie z najwyższymi standardami postępowania.
Wspomniała pani, że z powodu olbrzymich różnic płacowych i nieuznawania wykształcenia pielęgniarki coraz częściej składają pozwy do sądu. Jak prawodawcy patrzą na ten sposób dochodzenia praw pracowniczych? Jak te sprawy są rozpatrywane przez sądy? Czy jest już ugruntowana wykładnia prawna, czy może dopiero się kształtuje?
– Z każdym miesiącem pozwów kierowanych przez pielęgniarki do sądów pracy przybywa. W zakresie równego traktowania przy zatrudnieniu mamy do czynienia z pięcioma rodzajami spraw. Najważniejsze dotyczą uznania dotychczas respektowanych kwalifikacji – w sądzie te sprawy są określone jako grupa II, czyli o uznanie tytułu magistra i specjalizacji. Nie da się nie zauważyć, że w pewnych regionach mamy do czynienia ze zmową dyrektorów placówek medycznych. Tak np. dzieje się w województwie świętokrzyskim, gdzie bardzo duża grupa dyrektorów nie uznaje dotychczasowych tytułów magistra i specjalizacji, choć pielęgniarki te są magistrami od 30 lat, a specjalizacje mają od 20 lat. Pozytywne jest to, że ten rodzaj spraw znalazł już pozytywne rozstrzygnięcie w wielu sądach okręgowych. Wyroki są prawomocne, a zasądzone kwoty sięgają 50 tys. zł dla pozywającej. Mamy też wygrany wyrok o równe traktowanie w zatrudnieniu. Chodzi o pielęgniarki z VI grupy – pracujące na tych samych odcinkach pracy, mające te same zakresy obowiązków. Wnioskują one do sądu o uznanie wyższego wynagrodzenia – takiego, jakie mają koleżanki z tytułem magistrów i specjalizacją – uważając, że świadczą pracę tego samego rodzaju, tej samej wartości i są, w ich ocenie, dyskryminowane płacowo. Jest to wyrok prawomocny wydany przez Sąd Okręgowy w Łodzi.
Jest też wyrok na niekorzyść pielęgniarek, prawda?
– Ma pani zapewne na myśli wyrok Sądu Okręgowego w Kielcach o równe traktowanie. Ten wyrok nie jest prawomocny, ponieważ – mimo że sprawa była rozpatrywana w sądzie okręgowym – był to wyrok pierwszej instancji. Apelacja tego wyroku będzie się odbywała w krakowskim sądzie apelacyjnym. Prawnik reprezentujący pielęgniarki przygotowuje się do tego postępowania i czas pokaże, jakie będzie ostateczne rozstrzygnięcie. Do sądu poszły również pielęgniarki, które po grudniu 2022 r. ukończyły studia magisterskie albo specjalizację. Wszystko dlatego, że dyrektorzy szpitali przestali uznawać ich kwalifikacje. W czasach, gdy funkcjonowały dodatki za wykształcenie w wysokości 400–500 zł, dokumenty poświadczające kwalifikacje były przyjmowane przez dyrekcje, teraz menedżerowie uważają, że wykształcone i wyspecjalizowane pielęgniarki nie są im potrzebne.
Co więcej, we wrześniu Ministerstwo Zdrowia wydało rozporządzenie dotyczące nowego taryfikatora kwalifikacyjnego, do którego dyrektorzy też nie do końca się dostosowali.
Wywiad w całości opublikujemy w „Menedżerze Zdrowia” 7–8/2023.
W 2019 r., za rządów ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, podpisano dokument „Polityka wieloletnia państwa na rzecz pielęgniarstwa i położnictwa w Polsce”. Jedną z najważniejszych kwestii, które miał on uregulować, były kompetencje. Dlaczego jest to tak ważne dla środowiska?
– Prace nad tym dokumentem były poprzedzone zdiagnozowaniem i zdefiniowaniem najważniejszych problemów w systemie opieki zdrowotnej dotyczących polskiego pielęgniarstwa i położnictwa. Kształcimy się na różnych poziomach, na których przekazywane są różne treści. Ze względu na to zróżnicowanie szczebli edukacji powinny zostać opracowane i ujęte w odrębnym dokumencie kwalifikacje oraz odpowiadające im kompetencje pielęgniarek i położnych. Tak samo jak w przypadku fizjoterapeutów – inne zadania mają fizjoterapeuci po studiach, a inne technicy fizjoterapii. W naszej ocenie jest to niezbędne, ponieważ wyższe kompetencje pielęgniarek i położnych często nie są wykorzystywane we właściwy sposób. W wielu podmiotach leczniczych dyrektorzy nawet nie wiedzą, że określone zadania mogą wykonywać pielęgniarki, które skończyły dany poziom edukacji.
W związku z tym w tych placówkach wszystkie pielęgniarki wykonują te same czynności, chociaż nie wszystkie są do nich uprawnione. Niektóre pielęgniarki mogą np. przeprowadzać poradę laktacyjną, kardiologiczną, diabetologiczną, wykonać badanie fizykalne pacjenta oraz wypisać skierowanie na badanie diagnostyczne w pewnych obszarach. Dlatego dążyłyśmy do tego, żeby pojawił się dokument, sygnowany przez Ministerstwo Zdrowia, określający kompetencje. W „Polityce wieloletniej państwa na rzecz pielęgniarstwa i położnictwa”, o którym pani wspominała, zapisano, że prace nad kompetencjami będą trwały od 2019 do 2022 r. Liczyłyśmy na to, że zostaną zakończone przed kolejnymi podwyżkami wynikającymi z ustawy o najniższych wynagrodzeniach, czyli do lipca 2022 r. Chodziło nam też o to, żeby dyrektorom podmiotów leczniczych było łatwiej delegować zadania. Niestety, dokument jeszcze nie powstał. Tłumaczono to tym, że jest to ogromny obszar do uregulowania. Wyjaśniono, że prace są na finiszu. A my oczekujemy gotowego dokumentu, który wskazałby, jakie kwalifikacje mają pielęgniarki po określonym rodzaju kształcenia, po określonej specjalizacji i jakie przysługują im kompetencje. To bardzo ważne, także z uwagi na to, że mamy w systemie coraz więcej starszych pacjentów, potrzebujących różnych świadczeń medycznych, a braki kadrowe są ogromne. Dlatego dobrze by było, żeby pielęgniarki mogły w tych zadaniach uczestniczyć, oczywiście będąc odpowiednio wynagradzane.
Równie istotne dla środowiska są warunki pracy, wynagrodzenia oraz promocja zawodów pielęgniarki i położnej. Te sprawy również miały być potraktowane przez resort zdrowia priorytetowo. Czy w pani ocenie tak się stało?
– Niewiele osób pewnie pamięta, że rok 2020 został ogłoszony przez Światową Organizację Zdrowia Międzynarodowym Rokiem Pielęgniarek i Położnych. Rozpoczęliśmy wówczas w Ministerstwie Zdrowia działania na rzecz promocji zawodu. W tym celu doszło do uroczystych spotkań, była gala, wspólne zdjęcia. Zapowiadało się dobrze. Niestety, wkrótce ogłoszono pandemię COVID-19, a Światowa Organizacja Zdrowia zajęła się innymi sprawami. My również – musieliśmy zapanować nad nową sytuacją, z jaką jeszcze nigdy nie mieliśmy do czynienia, opracować standardy działań. Pamiętam doskonale, jak na początku uczyliśmy się sposobów postępowania z filmów dostępnych w sieci. Potem pojawiły się polskie opracowania. I tak, mimochodem, ratując ludzi w tym najtrudniejszym okresie, same wypromowałyśmy nasze zawody. Niestety, wiele z nas przypłaciło to życiem, ale pacjenci zobaczyli na własne oczy, jak potrzebna w systemie jest pielęgniarka. Jak ciężkiej pracy i poświęcenia wymaga ten zawód. O tym należy pamiętać.
Jeśli chodzi o kwestie płacowe, to musimy się cofnąć do lat 2015–2016. Wówczas jako Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych zorganizowaliśmy ogólnopolski protest, który zaowocował tzw. zembalowym, czyli dodatkami do pensji w postaci wypłacanych przez cztery lata podwyżek w wysokości 400 zł, w skrócie 4 x 400. Następnie, już za rządów ministra Szumowskiego, po wielogodzinnych dyskusjach popartych uchwałami Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych oraz Krajowego Zjazdu Pielęgniarek i Położnych, udało nam się przekonać ministra, aby dodatek ten wprowadzić do podstawy wynagrodzenia. Widząc nasz sukces, o porozumienie płacowe zaczęły się upominać kolejne grupy zawodów medycznych. Pierwsi, którym to się udało, byli ratownicy medyczni. Za nimi poszli inni, którzy mieli swoje oczekiwania finansowe, i tak w Trójstronnym Zespole do Spraw Ochrony Zdrowia pojawił się projekt ustawy o najniższym wynagrodzeniu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby przedstawiciele resortu zdrowia słuchali naszego głosu rozsądku. Od początku podkreślałyśmy, że w kolejnych latach będziemy mieć do czynienia ze zjawiskiem „rozwierających się nożyc”, ponieważ nie ma proporcjonalności we współczynnikach pracy. Te przypisane w ustawie pielęgniarkom i położnym z wyższym wykształceniem powodowały szybki wzrost wynagrodzenia, natomiast współczynniki dla pielęgniarek ze średnim wykształceniem skutkowały znacznie niższym przyrostem pensji. Doprowadziło to do sytuacji, że różnice w wynagrodzeniu, z dodatkami, sięgają 3 tys. zł. To wywołuje w naszym środowisku pewien dysonans i niezadowolenie. Niemniej muszę przyznać, że wynagrodzenia od 2016 r. wzrosły. Dziś oczekujemy aktu prawnego regulującego wynagrodzenia – aktu, który wyeliminowałby błąd zawarty w pierwszej ustawie. Chodzi o to, że obecnie pensja jest uzależniona wyłącznie od wykształcenia, a przecież nie jest to jedyny czynnik, jaki należy brać pod uwagę przy jej ustalaniu. Konieczne jest uwzględnienie doświadczenia zawodowego, stresu, odpowiedzialności za inne osoby, czynników fizycznych, chemicznych i biologicznych w miejscu pracy. Te wszystkie elementy są składowymi pozwalającymi wycenić wartość pracy danej osoby. Pielęgniarki i położne wszystkie te zastrzeżenia wniosły do zespołu trójstronnego, popierając je ekspertyzą biegłego sądowego z zakresu ustalania pensji. Niestety, nie zostały one uwzględnione, co doprowadziło do sytuacji, że ogromna rzesza pielęgniarek procesuje się z pracodawcami o wynagrodzenie.
Niestety okazuje się, że tylko w wypadku pielęgniarek pracodawcy nie uznają ich kompetencji, wykształcenia przy ustalaniu wynagrodzeń, nawet jeśli np. rok wcześniej brali je pod uwagę. Co więcej, zgłaszali te osoby, np. z tytułem magistra, do Narodowego Funduszu Zdrowia jako konieczne do działalności placówki. A teraz, wyłącznie ze względów ekonomicznych, zaprzestali tej praktyki, podobnie jak nie uwzględniają podniesionych kwalifikacji osobom, które się dokształcają.
Mamy XXI wiek, postęp w medycynie jest ogromny, co oznacza, że stałe podnoszenie kwalifikacji jest niezbędne. Potrzebni są dobrze wykształceni ludzie – po to, aby zapewnić pacjentom opiekę zgodnie z najwyższymi standardami postępowania.
Wspomniała pani, że z powodu olbrzymich różnic płacowych i nieuznawania wykształcenia pielęgniarki coraz częściej składają pozwy do sądu. Jak prawodawcy patrzą na ten sposób dochodzenia praw pracowniczych? Jak te sprawy są rozpatrywane przez sądy? Czy jest już ugruntowana wykładnia prawna, czy może dopiero się kształtuje?
– Z każdym miesiącem pozwów kierowanych przez pielęgniarki do sądów pracy przybywa. W zakresie równego traktowania przy zatrudnieniu mamy do czynienia z pięcioma rodzajami spraw. Najważniejsze dotyczą uznania dotychczas respektowanych kwalifikacji – w sądzie te sprawy są określone jako grupa II, czyli o uznanie tytułu magistra i specjalizacji. Nie da się nie zauważyć, że w pewnych regionach mamy do czynienia ze zmową dyrektorów placówek medycznych. Tak np. dzieje się w województwie świętokrzyskim, gdzie bardzo duża grupa dyrektorów nie uznaje dotychczasowych tytułów magistra i specjalizacji, choć pielęgniarki te są magistrami od 30 lat, a specjalizacje mają od 20 lat. Pozytywne jest to, że ten rodzaj spraw znalazł już pozytywne rozstrzygnięcie w wielu sądach okręgowych. Wyroki są prawomocne, a zasądzone kwoty sięgają 50 tys. zł dla pozywającej. Mamy też wygrany wyrok o równe traktowanie w zatrudnieniu. Chodzi o pielęgniarki z VI grupy – pracujące na tych samych odcinkach pracy, mające te same zakresy obowiązków. Wnioskują one do sądu o uznanie wyższego wynagrodzenia – takiego, jakie mają koleżanki z tytułem magistrów i specjalizacją – uważając, że świadczą pracę tego samego rodzaju, tej samej wartości i są, w ich ocenie, dyskryminowane płacowo. Jest to wyrok prawomocny wydany przez Sąd Okręgowy w Łodzi.
Jest też wyrok na niekorzyść pielęgniarek, prawda?
– Ma pani zapewne na myśli wyrok Sądu Okręgowego w Kielcach o równe traktowanie. Ten wyrok nie jest prawomocny, ponieważ – mimo że sprawa była rozpatrywana w sądzie okręgowym – był to wyrok pierwszej instancji. Apelacja tego wyroku będzie się odbywała w krakowskim sądzie apelacyjnym. Prawnik reprezentujący pielęgniarki przygotowuje się do tego postępowania i czas pokaże, jakie będzie ostateczne rozstrzygnięcie. Do sądu poszły również pielęgniarki, które po grudniu 2022 r. ukończyły studia magisterskie albo specjalizację. Wszystko dlatego, że dyrektorzy szpitali przestali uznawać ich kwalifikacje. W czasach, gdy funkcjonowały dodatki za wykształcenie w wysokości 400–500 zł, dokumenty poświadczające kwalifikacje były przyjmowane przez dyrekcje, teraz menedżerowie uważają, że wykształcone i wyspecjalizowane pielęgniarki nie są im potrzebne.
Co więcej, we wrześniu Ministerstwo Zdrowia wydało rozporządzenie dotyczące nowego taryfikatora kwalifikacyjnego, do którego dyrektorzy też nie do końca się dostosowali.
Wywiad w całości opublikujemy w „Menedżerze Zdrowia” 7–8/2023.