Pozorne reformy Ministerstwa Zdrowia

Udostępnij:
Ostatnie cztery lata pracy Ministerstwa Zdrowia pod kierownictwem Ewy Kopacz zostały po prostu zmarnowane - pisze na łamach "Naszego Dziennika" Anna Gręziak, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia w latach 2005-2007.
Cóż bowiem w praktyce oznacza dla pacjentów uchwalenie ustawy o ich prawach i powołanie Rzecznika Praw Pacjenta, skoro władze publiczne, kształtujące przecież system ochrony zdrowia i za niego odpowiedzialne, nie stwarzają warunków do realizacji określonych przez samych siebie praw? Czy rzeczywiście ma dziś pacjent prawo „do świadczeń zdrowotnych odpowiadających wymaganiom aktualnej wiedzy medycznej"? Czy „w sytuacji ograniczonych możliwości udzielenia odpowiednich świadczeń zdrowotnych" ma realne prawo do „przejrzystej, obiektywnej, opartej na kryteriach medycznych procedury ustalającej kolejność dostępu do tych świadczeń"? Niestety, aż nadto dobrze znamy odpowiedzi na te pytania.

Czym zatem zajmowało się Ministerstwo Zdrowia w ciągu ostatnich czterech lat?
W VI kadencji Sejmu do Komisji Zdrowia wpłynęło 87 projektów ustaw. Wbrew deklaracjom minister Ewy Kopacz o szufladach pełnych gotowych projektów tylko 41 spośród 87 skierowanych do Sejmu było projektami rządowymi. Pani minister niestety nie przedstawiła żadnych projektów poświęconych gruntownej reformie służby zdrowia Podstawowym, a właściwie jedynym pomysłem Ewy Kopacz na uzdrowienie systemu ochrony zdrowia była komercjalizacja zakładów opieki zdrowotnej.

Przed rokiem wpłynął do Sejmu tzw. pakiet ustaw zdrowotnych, a wśród nich projekt ustawy o działalności leczniczej. Biorąc pod uwagę jej przepisy, konstrukcję oraz opinie ekspertów, należy stwierdzić, że ustawa o działalności leczniczej wymusza ukierunkowanie polskiej ochrony zdrowia na zysk; w przypadku zaś jego braku - na poszukiwanie kapitału (przede wszystkim prywatnego). W konsekwencji prowadzi więc do prywatyzacji polskich zakładów opieki zdrowotnej.

Według ekspertów Światowej Organizacji Zdrowia, a także Unii Europejskiej, komercjalizacja i nastawienie szpitali na zysk to z jednej strony możliwość eksplozji kosztów, z drugiej zaś dalsze ograniczanie dostępu do niektórych świadczeń opieki zdrowotnej. Dobrym przykładem generowania kosztów jest porównanie poziomu przekroczeń wartości kontraktów zawartych z NFZ (tzw. nadwykonań). W przypadku niepublicznych szpitali w województwie mazowieckim przekroczenie to w pierwszym półroczu bieżącego roku wyniosło 40 proc., w stosunku do tego samego okresu w roku 2010, zaś w przypadku szpitali publicznych tylko 3-9 procent.

Następny „sukces" legislacyjny koalicji PO -PSL ustawa o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych. Ustawa nie gwarantuje niestety szumnie zapowiadanego obniżenia cen leków. Natomiast jej przepisy regulujące procedurę umieszczania leku w wykazie leków refundowanych są bardziej skomplikowane niż obowiązujące obecnie. Według ustawy, nowelizacja wykazu ma być dokonywana co dwa miesiące, a przecież już dziś, pomimo obowiązywania zapisu, aktualizację wykazu leków refundowanych należy przeprowadzać nie rzadziej niż co 90 dni. Po raz ostatni odbyło się to w grudniu 2010 roku!

Nowa ustawa nakłada też dodatkowe obowiązki na aptekarzy. Niewypełnienie ich spowoduje brak możliwości sprzedaży leków refundowanych, a to narazi patentów albo na ponoszenie nadmiernych kosztów, albo na szukanie innych aptek. A przecież ministerstwu chodziło podobno o to, by pacjent nie musiał szukać po całej okolicy apteki oferującej najniższe ceny.

Polski system ochrony zdrowia od lat jest dramatycznie niedofinansowany. Już w 1998 roku, kiedy przygotowywano reformę ochrony zdrowia, oczywiste było, że składka zdrowotna w wysokości 7,5 proc. nie będzie wystarczająca. Dziś wynosi ona 9 proc., co odpowiada poziomowi publicznych nakładów na ochronę zdrowia w wysokości 4,34,4 proc. PKB. Według powszechnej opinii ekspertów, bezpiecznym minimum jest poziom 6 proc. PKB.

Wśród swoich dokonań minister Ewa Kopacz wymienia m.in. zwiększenie w latach 2007-2011 środków NFZ na leczenie z 41,5 do 58 mld złotych. Tyle tylko, że wzrost przychodów NFZ nie jest wynikiem starań pani minister, a pochodną liczby osób płacących składki i wysokości ich wynagrodzeń.

Obiektywny wzrost wydatków na świadczenia zdrowotne nie przełożył się na poprawę dostępności dla pacjentów. Nadal oczekiwanie na poradę lekarza specjalisty wynosi kilka lub nawet kilkanaście miesięcy. Nadal na operację zaćmy czy wszczepienie endoprotezy stawu biodrowego trzeba czekać dłużej niż rok.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.