Jakub Ociepa/Agencja Gazeta
Prof. Andrzej Matyja: Praca społeczna mnie pochłania
Autor: Monika Stelmach
Data: 14.01.2021
Tagi: | Andrzej Matyja, Sukces Roku |
– Często podkreślam, że nasze osiągnięcia są zawsze efektem pracy zespołowej. Moje wyróżnienie w konkursie Sukces Roku odbieram jako docenienie starań całego środowiska medycznego – mówi prof. Andrzej Matyja, prezes NRL, zwycięzca w kategorii Osobowość Roku 2020 w Ochronie Zdrowia.
Czym jest dla pana praca społeczna?
– Działalność społeczna jest pewną chorobą, absolutnie mnie pochłania. Swoją rolę rozumiem w ten sposób, że należy nie tylko podejmować decyzje i komunikować je we właściwy sposób, ale przede wszystkim słuchać, słuchać i jeszcze raz słuchać. Jako prezes Naczelnej Rady Lekarskiej nigdy nie zamierzałem być arbitralnym decydentem. Myślę, że rolą prezesa NRL jest integrowanie środowiska, tworzenie pól do dialogu wśród samych medyków i z instytucjami z otoczenia. Takie podejście oznacza ciągłą gotowość do uczenia się od innych, co jest o tyle trudne, że czasami wymaga zmiany myślenia i modyfikacji działania, ale za to daje doskonałe efekty.
Poza działalnością samorządową jest pan chirurgiem i kierownikiem Oddziału Klinicznego Chirurgii Ogólnej, Onkologicznej, Metabolicznej i Stanów Nagłych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
– Przede wszystkim jestem lekarzem. Staję przy stole operacyjnym i kieruję fantastycznym zespołem ludzi. Chirurgia jest pracą zespołową, polega na wzajemnym uzupełnianiu się i wspieraniu. Oczywiście lider powinien kierować pracami grupy, ale też wsłuchiwać się w potrzeby, a efekt musi być wynikiem konsensusu głosów wszystkich osób, które w danej dziedzinie są ekspertami. Ta sama zasada dotyczy pracy w Naczelnej Izbie Lekarskiej. Często podkreślam, że nasze osiągnięcia są zawsze efektem pracy zespołowej. Moje wyróżnienie w konkursie Sukces Roku odbieram jako docenienie starań całego środowiska medycznego. W trudnych czasach pandemii medycy stanęli na wysokości zadania. Dlatego wyróżnienie odbiorę w imieniu lekarzy i lekarzy dentystów, pielęgniarek, fizjoterapeutów, ratowników, farmaceutów i innych zawodów medycznych.
Pandemia jest bardzo trudnym doświadczeniem dla środowiska medycznego.
– Dlatego samorząd lekarski od początku traktował sytuację bardzo poważnie. Obserwowaliśmy to, co działo się w Chinach i we Włoszech. Często wtedy słyszeliśmy, że wirus nie jest tak groźny, jak się o nim mówi. W marcu ubiegłego roku byłem we Włoszech i widziałem, że sytuacja jest bardzo poważna. Pierwszy napisałem list otwarty do premiera z postulatem szybkiej reakcji, wstrzymania imprez masowych, które w tym pierwszym okresie przyczyniły się do szerzenia epidemii, oraz podjęcia działań na wypadek potrzeby zapewnienia opieki większej liczbie pacjentów. Byłem zdumiony podejściem rządu, który przyjął taką postawę, jakby zagrożenie dotyczyło wszystkich, tylko nie Polski.
W efekcie mieliśmy chaos, szczególnie w pierwszych miesiącach epidemii, a lekarze oczekiwali od NRL wskazówek do działania.
– Dzięki wspólnym wysiłkom wiele udało się zrobić. Między innymi wydawaliśmy zalecenia dotyczą-ce bezpiecznego wykonywania zawodu. Opracowaliśmy wytyczne dla telemedycyny, która w czasie pandemii nabrała znaczenia. Podkreślaliśmy jednocześnie, że telewizyta nie może zastąpić wizyty stacjonarnej, kiedy jest to konieczne. Od lat apelujemy o uregulowanie kwestii działań niepożądanych w medycynie. Na czas pandemii postulowaliśmy wprowadzenie tzw. klauzuli dobrego samarytanina, co oczywiście nie wiąże się z bezkarnością w przypadku rażącego niedbalstwa i niedopełnienia obowiązków lekarskich. Ostatecznie rząd przystał na tę propozycję, chociaż w jego wersji ten „samarytanin” jest mocno kulawy. Opiniowaliśmy niemal każdy projekt ustawy dotyczący ochrony zdrowia.
Do trudnej sytuacji epidemiologicznej doszedł hejt oraz decyzje rządu, które uderzały w prawa lekarzy.
– Wiele oskarżeń, które były kierowane w stronę personelu medycznego, nigdy nie powinno paść, zwłaszcza ze strony osób publicznych. Zgłaszaliśmy swój pro-test, kiedy rząd wprowadzał nakaz pracy dla lekarzy w określonej placówce, często bez żadnej rozmowy i uwzględnienia sytuacji życiowej, a także kiedy próbowano zamknąć lekarzom usta, wprowadzając zakaz wypowiadania się. Naszym obowiązkiem jest informowanie opinii publicznej i inicjowanie dyskusji o sprawach ważnych dla nas wszystkich. Były miesiące, kiedy prezydium NRL zbierało się co 2–3 dni. Staraliśmy się niczego nie zaniedbać, zrobić wszystko dla zapewnienia bezpieczeństwa wykonywania zawodu oraz bezpieczeństwa pacjenta.
Naczelna Rada Lekarska bez wątpienia należy do najbardziej opiniotwórczych gremiów w medycynie.
– Wszyscy mamy obowiązek mówienia prawdy, działania na rzecz społeczności lekarskiej i pacjentów, a nie załatwiania jakiś partykularnych interesów. Jako NRL byliśmy przekonani do swoich opinii, bo są formułowane na podstawie wiedzy, doświadczenia i poglądów ekspertów. Czasami musimy powiedzieć coś zdecydowanie i głośno. Kiedy kilka lat temu dostałem nominację na tę ważną i odpowiedzialną funkcję, powiedziałem, że nie chcę być petentem władz, ale partnerem.
Czy udało się to osiągnąć?
– W pewnej mierze się udało. Adam Niedzielski to minister zdrowia, który wsłuchuje się w głos środowiska. Dużo pracy i czasu wymagało jednak, żeby władza zrozumiała, że nasze działania zmierzają do poprawy sytuacji pacjentów. Aby generał mógł podejmować dobre decyzje, powinien mieć informację z pierwszej linii frontu, na której podczas pandemii są lekarze. Gdyby uważniej słuchano naszych przekazów, brano je pod uwagę, to wielu błędów udałoby się uniknąć, a decyzje rządu nie byłyby spóźnione. Współpraca z władzą to trudne partnerstwo niezależnie od tego, w którym miejscu historii jesteśmy. Gdybyśmy popatrzyli wstecz, to zwykle działania izb lekarskich łączyły się z walką o strategiczne dla funkcjonowania ochrony zdrowia cele
W przyszłym roku samorząd lekarski będzie obchodził 100-lecie istnienia.
– Określiłbym to raczej 100-leciem odrodzenia izb le-karskich. Protoplastami samorządu lekarskiego były gildie, które zawiązały się w Gdańsku w XVII wieku. Zrzeszały one rzemieślników, do których zaliczani byli lekarze. W Sukiennicach do tej pory wisi herb cyrulików, balbierzy i chirurgów. Już wtedy zaznaczono, że związek osób wykonujących ten sam zawód jest bardzo ważny. I to nie tylko dla tych, których reprezentuje, ale przede wszystkim dla społeczeństwa. Naszym obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa wykonywania zawodu lekarza i lekarza dentysty, ale też bezpieczeństwa i ciągłości leczenia pacjentów. Pierwsze izby zrzeszające polskich lekarzy powstały w Galicji – w 1893 r. Izba Lekarska Wschodnio-Galicyjska z siedzibą we Lwowie i Izba Lekarska Zachodnio-Galicyjska z siedzibą w Krakowie. Na tej bazie w 1921 r. utworzono w odrodzonym państwie polskim pierwszą izbę lekarską, która została zlikwidowana w 1939 r. Po wojnie władza ludowa wprawdzie pozwoliła odrodzić się izbom, ale na krótko. Widząc niebezpieczeństwo z ich strony, szybko doprowadziła do ich likwidacji, zabierając nam – lekarzom – majątek, między innymi w postaci siedzib. Większości nie udało się odzyskać. Dopiero w 1989 r. samorząd lekarski znowu mógł rozpocząć swoją działalność. Od momentu odrodzenia izb były różnego rodzaju próby obniżenia ich rangi społecznej. Samorządy zawodowe, w tym wypadku lekarzy, stanowią mocny merytoryczny kontrapunkt dla władzy, a nie zawsze jest to wygodne, kiedy ktoś mówi prawdę, pokazuje błędy, ale też wskazuje rozwiązania. Polityka powinna trzymać się daleko od ochrony zdrowia, jednak w Polsce ten system został upolityczniony. To wielki błąd, który nie wychodzi na zdrowie ani systemowi, ani polityce.
Często podkreśla pan, że działania izby lekarskiej służą pacjentom, ale przecież również lekarzom.
– Oczywiście. Ważnym i trudnym wyzwaniem jest dotarcie do lekarzy z informacjami o działaniach samorządu. Wiele dobrych inicjatyw udało się rozpocząć podczas tej kadencji, między innymi stypendia dla młodych lekarzy oraz inne formy wsparcia finansowego, np. wiele izb lekarskich ma zasiłek pośmiertny dla najbliższych zmarłych medyków. Warto wspomnieć działalność Fundacji Lekarze Lekarzom, która wspiera koleżanki i kolegów w trudnych sytuacjach. Mówiliśmy i będziemy mówić o potrzebie zapewnienia bezpieczeństwa prawnego, finansowego i zawodowego lekarzom i lekarzom dentystom. Postulowaliśmy objęcie jednostek medycznych tarczą antykryzysową. Placówki ochrony zdrowia w pewnym sensie są też podmiotami gospodarczymi, a zamrożenie ochrony zdrowia w za-kresie procedur niecovidowych spowodowało olbrzymie straty, nie tyle finansowe, ile przede wszystkim zdrowotne, których zniwelowanie bez wsparcia będzie bardzo trudne.
Jak znaleźć wspólny mianownik w tak zróżnicowanym środowisku?
– Myślę, że konieczność zjednoczenia sił w pandemii połączyła środowisko lekarskie. Byliśmy rozbici, co trzeba jasno powiedzieć. Lekarze różnych specjalizacji mieli różne cele. O co innego walczyli lekarze POZ, o co innego specjaliści z AOS czy lekarze pracujący w szpitalach. A w ostatnim czasie wielokrotnie mówiliśmy jednym głosem. Naczelna Izba Lekarska stała się platformą współpracy wszystkich zawodów i środowisk medycznych, co uważam za wielki sukces. Dzięki temu nasze działania i decyzje miały większy wpływ na tworzenie strategii i wytyczanie kierunków działań w ochronie zdrowia.
Jakie są teraz najważniejsze cele.
– Dostęp do świadczeń medycznych jest utrudniony, dlatego jak najszybciej musimy wrócić do pełnej działalności. Mam wielką nadzieję, że do wakacji osiągniemy wyszczepialność na poziomie 60–70 proc. i uda się nabyć odporność populacyjną. Dzisiaj bez wątpienia priorytetem jest przezwyciężenie pandemii, ale nie osiągniemy tego bez solidarności społecznej. Musimy przekonywać Polaków, że tylko szczepiąc się, możemy wrócić do normalności. Naszą misją jest walka z niewiedzą, szerzeniem dezinformacji, a czasami zwykłych kłamstw. Naczelna Rada Lekarska musi być liderem w przekazywaniu wiedzy społeczeństwu. Nasze wypowiedzi zawsze są oparte na wiedzy medycznej i danych epidemiologicznych.
Lista nagrodzonych w konkursie „Sukces Roku 2020 w Ochronie Zdrowia – Liderzy Medycyny” znajduje się na stronie internetowej: www.termedia.pl/SukcesRoku/wyniki.
– Działalność społeczna jest pewną chorobą, absolutnie mnie pochłania. Swoją rolę rozumiem w ten sposób, że należy nie tylko podejmować decyzje i komunikować je we właściwy sposób, ale przede wszystkim słuchać, słuchać i jeszcze raz słuchać. Jako prezes Naczelnej Rady Lekarskiej nigdy nie zamierzałem być arbitralnym decydentem. Myślę, że rolą prezesa NRL jest integrowanie środowiska, tworzenie pól do dialogu wśród samych medyków i z instytucjami z otoczenia. Takie podejście oznacza ciągłą gotowość do uczenia się od innych, co jest o tyle trudne, że czasami wymaga zmiany myślenia i modyfikacji działania, ale za to daje doskonałe efekty.
Poza działalnością samorządową jest pan chirurgiem i kierownikiem Oddziału Klinicznego Chirurgii Ogólnej, Onkologicznej, Metabolicznej i Stanów Nagłych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
– Przede wszystkim jestem lekarzem. Staję przy stole operacyjnym i kieruję fantastycznym zespołem ludzi. Chirurgia jest pracą zespołową, polega na wzajemnym uzupełnianiu się i wspieraniu. Oczywiście lider powinien kierować pracami grupy, ale też wsłuchiwać się w potrzeby, a efekt musi być wynikiem konsensusu głosów wszystkich osób, które w danej dziedzinie są ekspertami. Ta sama zasada dotyczy pracy w Naczelnej Izbie Lekarskiej. Często podkreślam, że nasze osiągnięcia są zawsze efektem pracy zespołowej. Moje wyróżnienie w konkursie Sukces Roku odbieram jako docenienie starań całego środowiska medycznego. W trudnych czasach pandemii medycy stanęli na wysokości zadania. Dlatego wyróżnienie odbiorę w imieniu lekarzy i lekarzy dentystów, pielęgniarek, fizjoterapeutów, ratowników, farmaceutów i innych zawodów medycznych.
Pandemia jest bardzo trudnym doświadczeniem dla środowiska medycznego.
– Dlatego samorząd lekarski od początku traktował sytuację bardzo poważnie. Obserwowaliśmy to, co działo się w Chinach i we Włoszech. Często wtedy słyszeliśmy, że wirus nie jest tak groźny, jak się o nim mówi. W marcu ubiegłego roku byłem we Włoszech i widziałem, że sytuacja jest bardzo poważna. Pierwszy napisałem list otwarty do premiera z postulatem szybkiej reakcji, wstrzymania imprez masowych, które w tym pierwszym okresie przyczyniły się do szerzenia epidemii, oraz podjęcia działań na wypadek potrzeby zapewnienia opieki większej liczbie pacjentów. Byłem zdumiony podejściem rządu, który przyjął taką postawę, jakby zagrożenie dotyczyło wszystkich, tylko nie Polski.
W efekcie mieliśmy chaos, szczególnie w pierwszych miesiącach epidemii, a lekarze oczekiwali od NRL wskazówek do działania.
– Dzięki wspólnym wysiłkom wiele udało się zrobić. Między innymi wydawaliśmy zalecenia dotyczą-ce bezpiecznego wykonywania zawodu. Opracowaliśmy wytyczne dla telemedycyny, która w czasie pandemii nabrała znaczenia. Podkreślaliśmy jednocześnie, że telewizyta nie może zastąpić wizyty stacjonarnej, kiedy jest to konieczne. Od lat apelujemy o uregulowanie kwestii działań niepożądanych w medycynie. Na czas pandemii postulowaliśmy wprowadzenie tzw. klauzuli dobrego samarytanina, co oczywiście nie wiąże się z bezkarnością w przypadku rażącego niedbalstwa i niedopełnienia obowiązków lekarskich. Ostatecznie rząd przystał na tę propozycję, chociaż w jego wersji ten „samarytanin” jest mocno kulawy. Opiniowaliśmy niemal każdy projekt ustawy dotyczący ochrony zdrowia.
Do trudnej sytuacji epidemiologicznej doszedł hejt oraz decyzje rządu, które uderzały w prawa lekarzy.
– Wiele oskarżeń, które były kierowane w stronę personelu medycznego, nigdy nie powinno paść, zwłaszcza ze strony osób publicznych. Zgłaszaliśmy swój pro-test, kiedy rząd wprowadzał nakaz pracy dla lekarzy w określonej placówce, często bez żadnej rozmowy i uwzględnienia sytuacji życiowej, a także kiedy próbowano zamknąć lekarzom usta, wprowadzając zakaz wypowiadania się. Naszym obowiązkiem jest informowanie opinii publicznej i inicjowanie dyskusji o sprawach ważnych dla nas wszystkich. Były miesiące, kiedy prezydium NRL zbierało się co 2–3 dni. Staraliśmy się niczego nie zaniedbać, zrobić wszystko dla zapewnienia bezpieczeństwa wykonywania zawodu oraz bezpieczeństwa pacjenta.
Naczelna Rada Lekarska bez wątpienia należy do najbardziej opiniotwórczych gremiów w medycynie.
– Wszyscy mamy obowiązek mówienia prawdy, działania na rzecz społeczności lekarskiej i pacjentów, a nie załatwiania jakiś partykularnych interesów. Jako NRL byliśmy przekonani do swoich opinii, bo są formułowane na podstawie wiedzy, doświadczenia i poglądów ekspertów. Czasami musimy powiedzieć coś zdecydowanie i głośno. Kiedy kilka lat temu dostałem nominację na tę ważną i odpowiedzialną funkcję, powiedziałem, że nie chcę być petentem władz, ale partnerem.
Czy udało się to osiągnąć?
– W pewnej mierze się udało. Adam Niedzielski to minister zdrowia, który wsłuchuje się w głos środowiska. Dużo pracy i czasu wymagało jednak, żeby władza zrozumiała, że nasze działania zmierzają do poprawy sytuacji pacjentów. Aby generał mógł podejmować dobre decyzje, powinien mieć informację z pierwszej linii frontu, na której podczas pandemii są lekarze. Gdyby uważniej słuchano naszych przekazów, brano je pod uwagę, to wielu błędów udałoby się uniknąć, a decyzje rządu nie byłyby spóźnione. Współpraca z władzą to trudne partnerstwo niezależnie od tego, w którym miejscu historii jesteśmy. Gdybyśmy popatrzyli wstecz, to zwykle działania izb lekarskich łączyły się z walką o strategiczne dla funkcjonowania ochrony zdrowia cele
W przyszłym roku samorząd lekarski będzie obchodził 100-lecie istnienia.
– Określiłbym to raczej 100-leciem odrodzenia izb le-karskich. Protoplastami samorządu lekarskiego były gildie, które zawiązały się w Gdańsku w XVII wieku. Zrzeszały one rzemieślników, do których zaliczani byli lekarze. W Sukiennicach do tej pory wisi herb cyrulików, balbierzy i chirurgów. Już wtedy zaznaczono, że związek osób wykonujących ten sam zawód jest bardzo ważny. I to nie tylko dla tych, których reprezentuje, ale przede wszystkim dla społeczeństwa. Naszym obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa wykonywania zawodu lekarza i lekarza dentysty, ale też bezpieczeństwa i ciągłości leczenia pacjentów. Pierwsze izby zrzeszające polskich lekarzy powstały w Galicji – w 1893 r. Izba Lekarska Wschodnio-Galicyjska z siedzibą we Lwowie i Izba Lekarska Zachodnio-Galicyjska z siedzibą w Krakowie. Na tej bazie w 1921 r. utworzono w odrodzonym państwie polskim pierwszą izbę lekarską, która została zlikwidowana w 1939 r. Po wojnie władza ludowa wprawdzie pozwoliła odrodzić się izbom, ale na krótko. Widząc niebezpieczeństwo z ich strony, szybko doprowadziła do ich likwidacji, zabierając nam – lekarzom – majątek, między innymi w postaci siedzib. Większości nie udało się odzyskać. Dopiero w 1989 r. samorząd lekarski znowu mógł rozpocząć swoją działalność. Od momentu odrodzenia izb były różnego rodzaju próby obniżenia ich rangi społecznej. Samorządy zawodowe, w tym wypadku lekarzy, stanowią mocny merytoryczny kontrapunkt dla władzy, a nie zawsze jest to wygodne, kiedy ktoś mówi prawdę, pokazuje błędy, ale też wskazuje rozwiązania. Polityka powinna trzymać się daleko od ochrony zdrowia, jednak w Polsce ten system został upolityczniony. To wielki błąd, który nie wychodzi na zdrowie ani systemowi, ani polityce.
Często podkreśla pan, że działania izby lekarskiej służą pacjentom, ale przecież również lekarzom.
– Oczywiście. Ważnym i trudnym wyzwaniem jest dotarcie do lekarzy z informacjami o działaniach samorządu. Wiele dobrych inicjatyw udało się rozpocząć podczas tej kadencji, między innymi stypendia dla młodych lekarzy oraz inne formy wsparcia finansowego, np. wiele izb lekarskich ma zasiłek pośmiertny dla najbliższych zmarłych medyków. Warto wspomnieć działalność Fundacji Lekarze Lekarzom, która wspiera koleżanki i kolegów w trudnych sytuacjach. Mówiliśmy i będziemy mówić o potrzebie zapewnienia bezpieczeństwa prawnego, finansowego i zawodowego lekarzom i lekarzom dentystom. Postulowaliśmy objęcie jednostek medycznych tarczą antykryzysową. Placówki ochrony zdrowia w pewnym sensie są też podmiotami gospodarczymi, a zamrożenie ochrony zdrowia w za-kresie procedur niecovidowych spowodowało olbrzymie straty, nie tyle finansowe, ile przede wszystkim zdrowotne, których zniwelowanie bez wsparcia będzie bardzo trudne.
Jak znaleźć wspólny mianownik w tak zróżnicowanym środowisku?
– Myślę, że konieczność zjednoczenia sił w pandemii połączyła środowisko lekarskie. Byliśmy rozbici, co trzeba jasno powiedzieć. Lekarze różnych specjalizacji mieli różne cele. O co innego walczyli lekarze POZ, o co innego specjaliści z AOS czy lekarze pracujący w szpitalach. A w ostatnim czasie wielokrotnie mówiliśmy jednym głosem. Naczelna Izba Lekarska stała się platformą współpracy wszystkich zawodów i środowisk medycznych, co uważam za wielki sukces. Dzięki temu nasze działania i decyzje miały większy wpływ na tworzenie strategii i wytyczanie kierunków działań w ochronie zdrowia.
Jakie są teraz najważniejsze cele.
– Dostęp do świadczeń medycznych jest utrudniony, dlatego jak najszybciej musimy wrócić do pełnej działalności. Mam wielką nadzieję, że do wakacji osiągniemy wyszczepialność na poziomie 60–70 proc. i uda się nabyć odporność populacyjną. Dzisiaj bez wątpienia priorytetem jest przezwyciężenie pandemii, ale nie osiągniemy tego bez solidarności społecznej. Musimy przekonywać Polaków, że tylko szczepiąc się, możemy wrócić do normalności. Naszą misją jest walka z niewiedzą, szerzeniem dezinformacji, a czasami zwykłych kłamstw. Naczelna Rada Lekarska musi być liderem w przekazywaniu wiedzy społeczeństwu. Nasze wypowiedzi zawsze są oparte na wiedzy medycznej i danych epidemiologicznych.
Lista nagrodzonych w konkursie „Sukces Roku 2020 w Ochronie Zdrowia – Liderzy Medycyny” znajduje się na stronie internetowej: www.termedia.pl/SukcesRoku/wyniki.