iStock
Stop – najpierw test, potem odwiedziny
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 21.09.2022
Źródło: Rafał Janiszewski
Rzecznik Praw Pacjenta ma szpitalowi onkologicznemu za złe to, że w wewnętrznym regulaminie zapisał wymóg, by osoby chcące odwiedzić pacjentów najpierw wykonały testy na COVID-19. To, co RPP uznał za bezprawną uznaniowość, jest w istocie przejawem dbałości o pacjenta oraz wyrazem troski i odpowiedzialności, za które nie wolno karać.
Komentarz właściciela kancelarii doradczej Rafała Janiszewskiego:
Rzecznik Praw Pacjenta wszczął postępowanie wobec jednego ze szpitali onkologicznych. Zarzuca „stosowanie praktyk naruszających prawa pacjenta”, wytyka rzekome „bezprawne, zorganizowane działania lub zaniechania, mające na celu pozbawienie lub ograniczenie prawa pacjentów do osobistego kontaktu z innymi osobami”.
O co konkretnie chodzi?
Mówiąc wprost – o prawo do odwiedzin.
Rzecznik Praw Pacjenta ma szpitalowi onkologicznemu za złe to, że w wewnętrznym regulaminie zapisał wymóg, by osoby chcące odwiedzić pacjentów najpierw wykonały testy na COVID-19. Można to zrobić samodzielnie – „na mieście” – i przyjść do placówki z negatywnym wynikiem. Można również – co ważne – przetestować się na miejscu, w szpitalu, a koszt pokrywa szpital.
Nic to.
Rzecznik Praw Pacjenta bije na alarm i interweniuje – dopatruje się łamania prawa.
Pytam – w którym miejscu?
Jak wspomniałem, rzecz dzieje się w placówce onkologicznej, a więc takiej, w której leczą się pacjenci o obniżonej odporności, często będący w trakcie chemioterapii, radioterapii. Oczywiste jest, że przerwanie leczenia z powodu zakażenia COVID-19 może być brzemienne w skutkach. Zagrażająca dla pacjentów onkologicznych jest zmiana harmonogramu leczenia, ale przede wszystkim musimy pamiętać o bezpośrednim ryzyku, jakie dla chorych z obniżoną odpornością stanowi COVID-19.
Mówimy zatem o ryzyku zagrożenia życia.
Rzecznik Praw Pacjenta widzi najwyraźniej wyłącznie zapisy ustawowe. Dura lex sed lex. Pytanie, czy wymóg przetestowania się na COVID-19 łamie jakiekolwiek przepisy? Chodzi o art. 33 ustęp 1. ustawy o prawach pacjenta, który faktycznie gwarantuje prawo do osobistego kontaktu. Zważmy jednak, że jest to prawo pacjenta. A nie osoby odwiedzającej.
Warto o tym pamiętać, ponieważ najczęściej skargi na – rzeczywiste bądź rzekome – ograniczenie prawa do tzw. odwiedzin wpływają od osób, chcących odwiedzić chorych, nie zaś od chorych. Kluczową sprawą w niniejszych rozważaniach jest natomiast fakt, iż podmiot leczniczy jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo chorego. Szpital ma więc nie tylko prawo, ale również obowiązek tworzyć wewnętrzne normy, które pacjenta chronią.
Nie tylko tego konkretnego pacjenta, do którego przyszedł ktoś bliski i chciałby móc wejść na jego salę, ale również innych chorych, którzy wspólnie z nim na tej sali leżą. Pamiętajmy, że zarazić może się również personel, który następnie będzie stanowił zagrożenie dla pacjentów. Każdy, kto chorował onkologicznie lub towarzyszył w tej chorobie osobie bliskiej, doskonale wie, że by wszcząć szczególnie środki ostrożności, nie trzeba było COVID-19. Gdy pacjent był w trakcie leczenia lub na nie czekał – do domów nie wpuszczało się żadnych gości, a już na pewno nie takich, którzy mieli chociażby katar. Jakakolwiek infekcja jest dla pacjenta onkologicznego ogromnym zagrożeniem.
Skąd zatem takie zaskoczenie, takie larum RPP, że oto szpital onkologiczny chroni pacjentów?
Szczególnie, że nie jest to – i bardzo dobrze, że nie jest – odosobniony przypadek.
W polskich szpitalach onkologicznych normą jest to, że w wewnętrznych regulaminach zapisane jest, że osoby odwiedzające chorego nie tylko muszą dostosować się do reżimu sanitarno-epidemiologicznego (myć i dezynfekować ręce, nosić maseczki czy też wdziać wierzchnie ubranie), ale również wykonać test COVID-19, lub też przynieść ze sobą do szpitala aktualny, ujemny, wynik takiego tekstu.
Jednak ostateczną decyzję co do możliwości bezpośredniego kontaktu z pacjentem onkologicznym podejmuje zawsze lekarz w oddziale. Lekarz, który zna stan kliniczny chorego i – zgodnie ze swoją wiedzą – podejmuje najlepszą decyzję. Każdorazowo ważąc ryzyko i chęć spełnienia prawa pacjenta.
Rzecznik Praw Pacjenta stwierdził, że „to uznaniowość”.
Całkowicie się z tym nie zgadzam.
Nie jest to bowiem widzimisię, lecz będąca przejawem odpowiedzialności decyzja, którą indywidualnie – każdy pacjent jest wszak niepowtarzalny – podejmuje lekarz.
Nie widzę również naruszenia prawa pacjenta w tym, że wymaga się od osób odwiedzających wykonania testu na COVID-19.
Wręcz przeciwnie – uważam, że jest to nic innego jak dołożenie należytej staranności, by zapewnić pacjentowi prawo do bezpiecznego leczenia.
Szczególnie – powtórzę kolejny raz – gdy mówimy o pacjentach onkologicznych, dla których infekcja może być szalenie niebezpieczna.
Wiedzą o tym nie tylko lekarze, ale także sami pacjenci oraz ich rodziny.
Sądzę, że powinien o tym wiedzieć również Rzecznik Praw Pacjenta, który powinien zweryfikować swoje stanowisko i zawierzyć wiedzy oraz odpowiedzialności lekarzy onkologów.
Rzecznik Praw Pacjenta wszczął postępowanie wobec jednego ze szpitali onkologicznych. Zarzuca „stosowanie praktyk naruszających prawa pacjenta”, wytyka rzekome „bezprawne, zorganizowane działania lub zaniechania, mające na celu pozbawienie lub ograniczenie prawa pacjentów do osobistego kontaktu z innymi osobami”.
O co konkretnie chodzi?
Mówiąc wprost – o prawo do odwiedzin.
Rzecznik Praw Pacjenta ma szpitalowi onkologicznemu za złe to, że w wewnętrznym regulaminie zapisał wymóg, by osoby chcące odwiedzić pacjentów najpierw wykonały testy na COVID-19. Można to zrobić samodzielnie – „na mieście” – i przyjść do placówki z negatywnym wynikiem. Można również – co ważne – przetestować się na miejscu, w szpitalu, a koszt pokrywa szpital.
Nic to.
Rzecznik Praw Pacjenta bije na alarm i interweniuje – dopatruje się łamania prawa.
Pytam – w którym miejscu?
Jak wspomniałem, rzecz dzieje się w placówce onkologicznej, a więc takiej, w której leczą się pacjenci o obniżonej odporności, często będący w trakcie chemioterapii, radioterapii. Oczywiste jest, że przerwanie leczenia z powodu zakażenia COVID-19 może być brzemienne w skutkach. Zagrażająca dla pacjentów onkologicznych jest zmiana harmonogramu leczenia, ale przede wszystkim musimy pamiętać o bezpośrednim ryzyku, jakie dla chorych z obniżoną odpornością stanowi COVID-19.
Mówimy zatem o ryzyku zagrożenia życia.
Rzecznik Praw Pacjenta widzi najwyraźniej wyłącznie zapisy ustawowe. Dura lex sed lex. Pytanie, czy wymóg przetestowania się na COVID-19 łamie jakiekolwiek przepisy? Chodzi o art. 33 ustęp 1. ustawy o prawach pacjenta, który faktycznie gwarantuje prawo do osobistego kontaktu. Zważmy jednak, że jest to prawo pacjenta. A nie osoby odwiedzającej.
Warto o tym pamiętać, ponieważ najczęściej skargi na – rzeczywiste bądź rzekome – ograniczenie prawa do tzw. odwiedzin wpływają od osób, chcących odwiedzić chorych, nie zaś od chorych. Kluczową sprawą w niniejszych rozważaniach jest natomiast fakt, iż podmiot leczniczy jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo chorego. Szpital ma więc nie tylko prawo, ale również obowiązek tworzyć wewnętrzne normy, które pacjenta chronią.
Nie tylko tego konkretnego pacjenta, do którego przyszedł ktoś bliski i chciałby móc wejść na jego salę, ale również innych chorych, którzy wspólnie z nim na tej sali leżą. Pamiętajmy, że zarazić może się również personel, który następnie będzie stanowił zagrożenie dla pacjentów. Każdy, kto chorował onkologicznie lub towarzyszył w tej chorobie osobie bliskiej, doskonale wie, że by wszcząć szczególnie środki ostrożności, nie trzeba było COVID-19. Gdy pacjent był w trakcie leczenia lub na nie czekał – do domów nie wpuszczało się żadnych gości, a już na pewno nie takich, którzy mieli chociażby katar. Jakakolwiek infekcja jest dla pacjenta onkologicznego ogromnym zagrożeniem.
Skąd zatem takie zaskoczenie, takie larum RPP, że oto szpital onkologiczny chroni pacjentów?
Szczególnie, że nie jest to – i bardzo dobrze, że nie jest – odosobniony przypadek.
W polskich szpitalach onkologicznych normą jest to, że w wewnętrznych regulaminach zapisane jest, że osoby odwiedzające chorego nie tylko muszą dostosować się do reżimu sanitarno-epidemiologicznego (myć i dezynfekować ręce, nosić maseczki czy też wdziać wierzchnie ubranie), ale również wykonać test COVID-19, lub też przynieść ze sobą do szpitala aktualny, ujemny, wynik takiego tekstu.
Jednak ostateczną decyzję co do możliwości bezpośredniego kontaktu z pacjentem onkologicznym podejmuje zawsze lekarz w oddziale. Lekarz, który zna stan kliniczny chorego i – zgodnie ze swoją wiedzą – podejmuje najlepszą decyzję. Każdorazowo ważąc ryzyko i chęć spełnienia prawa pacjenta.
Rzecznik Praw Pacjenta stwierdził, że „to uznaniowość”.
Całkowicie się z tym nie zgadzam.
Nie jest to bowiem widzimisię, lecz będąca przejawem odpowiedzialności decyzja, którą indywidualnie – każdy pacjent jest wszak niepowtarzalny – podejmuje lekarz.
Nie widzę również naruszenia prawa pacjenta w tym, że wymaga się od osób odwiedzających wykonania testu na COVID-19.
Wręcz przeciwnie – uważam, że jest to nic innego jak dołożenie należytej staranności, by zapewnić pacjentowi prawo do bezpiecznego leczenia.
Szczególnie – powtórzę kolejny raz – gdy mówimy o pacjentach onkologicznych, dla których infekcja może być szalenie niebezpieczna.
Wiedzą o tym nie tylko lekarze, ale także sami pacjenci oraz ich rodziny.
Sądzę, że powinien o tym wiedzieć również Rzecznik Praw Pacjenta, który powinien zweryfikować swoje stanowisko i zawierzyć wiedzy oraz odpowiedzialności lekarzy onkologów.