Szpitale stracą na mapach potrzeb zdrowotnych
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 08.04.2016
Źródło: MK, BL
Tagi: | Anna Szczerbak, Janusz Atłachowicz, Krzysztof Czerkas, komentarze, opinie, mapy potrzeb, mapy potrzeb zdrowotnych, szpital, szpitale |
Szpitale liczyły na to, że zarobią na mapach potrzeb zdrowotnych. Indyk myślał o niedzieli, a tu… bęc. Z map potrzeb zdrowotnych wynika, że część szpitali trzeba będzie pozamykać, a w innych ograniczyć liczbę łóżek.
Bo szpitali i łóżek mamy za dużo. I, jak się dowiadujemy, wynika to także z pierwszych przymiarek do interpretacji map pozwoli na ograniczenie ich liczby. Czy to dobrze, czy źle? O komentarz poprosiliśmy ekspertów.
Anna Szczerbak, członek Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali:
- To ogólnoświatowy trend, i musimy to uwzględniać, pogodzić się z tym. Od lat w Polsce powtarzamy, że jeśli nie szpitali, to przynajmniej łóżek szpitalnych mamy za dużo. Idzie za tym rozproszenie środków finansowych, co najlepiej widać na przykładzie oddziałów położniczych w szpitalach powiatowych. NFZ stara się być sprawiedliwy i dać „każdemu po trochu”. W efekcie to „po trochu” jest, ale „każdemu za mało”. Konsolidacja załatwiłaby sprawę, po połączeniu oddziałów byłyby już opłacalne.
Przed ograniczeniem liczby łóżek szpitalnych nie ma więc powodu się bronić, ono i tak musiałoby nastąpić. Obawy budzi jednak sposób, w jaki zamierza się je przeprowadzić. Na szybko, bez gruntownej analizy, pod straszakiem, że jeśli szybko map nie opracujemy stracimy znaczne środki unijne. Ten pośpiech może skutkować nietrafionymi decyzjami, z których skutkami borykać się będziemy musieli długie lata.
Janusz Atłachowicz, wiceprezes STOMOZ:
- Mapy potrzeb zdrowotnych powinny spowodować to, że w regionach, w których nie ma zapotrzebowania na określone świadczenia medyczne, część łóżek szpitalnych w danych zakresach zniknie, a będą rozwijane te usługi i zwiększy się liczba łóżek w obszarach, na które jest zapotrzebowanie. Bez uwzględniania różnic lokalnych i specyfiki lokalnej – epidemiologii mapy nie mają sensu, bo dopiero dane chorobowe mogą nasunąć wnioski potwierdzone cyframi. Zachorowalność i umieralność inna jest w lubelskim i na Podkarpaciu i mapy powinny to uwzględniać. Na pewno jednak, jeśli będą realizowane zapowiedzi ministerialne o przenoszeniu usług, których nie trzeba wykonywać w szpitalu do ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, część łóżek szpitalnych zniknie i to jest trend europejski i światowy. Szpitale mogą więc czuć się rozczarowane, bo jeśli stracą świadczenia, otrzymają też niższy kontrakt i nożyce między kosztami a przychodami się rozewrą.
Krzysztof Czerkas, ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku:
- Boję się, że mapy zostaną przygotowane na podstawie danych historycznych, które nie mają wiele wspólnego z tym co czeka nasze społeczeństwo za chwilę. Mam na myśli zapoczątkowaną już zmianę demograficzną (starzenie się społeczeństwa, które wkrótce przyspieszy), a w konsekwencji zmianę potrzeb zdrowotnych starzejącego się społeczeństwa jako całości. Jeżeli na ten bezsprzeczny fakt nałożymy obserwowane braki w zasobach infrastruktury (powolne likwidowanie oddziałów internistycznych w małych szpitalach powiatowych) oraz w zasobach kadrowych (brak lekarzy, szczególnie internistów) to przyszłość nie wygląda obiecująco. Może się bowiem okazać, że np. potrzeby w zakresie liczby łóżek internistycznych na danym terenie nie spotkają się z możliwością ich zaspokojenia.
- Przy tworzeniu map potrzeb zdrowotnych należy pamiętać o lokalnych uwarunkowaniach demograficznych i epidemiologicznych, bowiem województwa pod tym względem nie są podobne do siebie jak dwie krople wody. Część regionów, szczególnie tych na prowincji, opustoszała z ludzi młodych i tam pacjentów oddziałów internistycznych, czyli ludzi starych, będzie znacznie więcej niż w dużych miastach, do których wyemigrowali ludzie młodzi.
- Na potwierdzenie tego czego się obawiam powiem, że jakiś czas temu widziałem mapę potrzeb zdrowotnych opracowanych przez urząd marszałkowski jednego z województw. Na mapie tej zaplanowano likwidację szpitala na rubieżach województwa, co automatycznie skazywało lokalną społeczność na wykluczenie z opieki szpitalnej. Oby tą drogą nie poszli autorzy tworzonych teraz map potrzeb zdrowotnych w skali kraju.
Opracowali: Marta Koblańska, Bartłomiej Leśniewski
Anna Szczerbak, członek Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali:
- To ogólnoświatowy trend, i musimy to uwzględniać, pogodzić się z tym. Od lat w Polsce powtarzamy, że jeśli nie szpitali, to przynajmniej łóżek szpitalnych mamy za dużo. Idzie za tym rozproszenie środków finansowych, co najlepiej widać na przykładzie oddziałów położniczych w szpitalach powiatowych. NFZ stara się być sprawiedliwy i dać „każdemu po trochu”. W efekcie to „po trochu” jest, ale „każdemu za mało”. Konsolidacja załatwiłaby sprawę, po połączeniu oddziałów byłyby już opłacalne.
Przed ograniczeniem liczby łóżek szpitalnych nie ma więc powodu się bronić, ono i tak musiałoby nastąpić. Obawy budzi jednak sposób, w jaki zamierza się je przeprowadzić. Na szybko, bez gruntownej analizy, pod straszakiem, że jeśli szybko map nie opracujemy stracimy znaczne środki unijne. Ten pośpiech może skutkować nietrafionymi decyzjami, z których skutkami borykać się będziemy musieli długie lata.
Janusz Atłachowicz, wiceprezes STOMOZ:
- Mapy potrzeb zdrowotnych powinny spowodować to, że w regionach, w których nie ma zapotrzebowania na określone świadczenia medyczne, część łóżek szpitalnych w danych zakresach zniknie, a będą rozwijane te usługi i zwiększy się liczba łóżek w obszarach, na które jest zapotrzebowanie. Bez uwzględniania różnic lokalnych i specyfiki lokalnej – epidemiologii mapy nie mają sensu, bo dopiero dane chorobowe mogą nasunąć wnioski potwierdzone cyframi. Zachorowalność i umieralność inna jest w lubelskim i na Podkarpaciu i mapy powinny to uwzględniać. Na pewno jednak, jeśli będą realizowane zapowiedzi ministerialne o przenoszeniu usług, których nie trzeba wykonywać w szpitalu do ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, część łóżek szpitalnych zniknie i to jest trend europejski i światowy. Szpitale mogą więc czuć się rozczarowane, bo jeśli stracą świadczenia, otrzymają też niższy kontrakt i nożyce między kosztami a przychodami się rozewrą.
Krzysztof Czerkas, ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku:
- Boję się, że mapy zostaną przygotowane na podstawie danych historycznych, które nie mają wiele wspólnego z tym co czeka nasze społeczeństwo za chwilę. Mam na myśli zapoczątkowaną już zmianę demograficzną (starzenie się społeczeństwa, które wkrótce przyspieszy), a w konsekwencji zmianę potrzeb zdrowotnych starzejącego się społeczeństwa jako całości. Jeżeli na ten bezsprzeczny fakt nałożymy obserwowane braki w zasobach infrastruktury (powolne likwidowanie oddziałów internistycznych w małych szpitalach powiatowych) oraz w zasobach kadrowych (brak lekarzy, szczególnie internistów) to przyszłość nie wygląda obiecująco. Może się bowiem okazać, że np. potrzeby w zakresie liczby łóżek internistycznych na danym terenie nie spotkają się z możliwością ich zaspokojenia.
- Przy tworzeniu map potrzeb zdrowotnych należy pamiętać o lokalnych uwarunkowaniach demograficznych i epidemiologicznych, bowiem województwa pod tym względem nie są podobne do siebie jak dwie krople wody. Część regionów, szczególnie tych na prowincji, opustoszała z ludzi młodych i tam pacjentów oddziałów internistycznych, czyli ludzi starych, będzie znacznie więcej niż w dużych miastach, do których wyemigrowali ludzie młodzi.
- Na potwierdzenie tego czego się obawiam powiem, że jakiś czas temu widziałem mapę potrzeb zdrowotnych opracowanych przez urząd marszałkowski jednego z województw. Na mapie tej zaplanowano likwidację szpitala na rubieżach województwa, co automatycznie skazywało lokalną społeczność na wykluczenie z opieki szpitalnej. Oby tą drogą nie poszli autorzy tworzonych teraz map potrzeb zdrowotnych w skali kraju.
Opracowali: Marta Koblańska, Bartłomiej Leśniewski