PAP/Rafał Guz

Wszystkiemu winni są cykliści i… lekarze

Udostępnij:

Porozumienie Rezydentów nie zgadza się z tezą, że z finansami w zdrowiu jest źle, ponieważ większość pieniędzy „pożerają” wynagrodzenia lekarzy. – To tak, jakby twierdzić, że nie ma na kształcenie uczniów, bo wydajemy na pensje dla nauczycieli – przekonuje przewodniczący Sebastian Goncerz, wskazując w „Menedżerze Zdrowia” na absurdy takiej narracji.

  • Od lat wydajemy na ochronę zdrowia zdecydowanie niższy odsetek PKB niż średnia europejska – to w nakładach, a nie w zbyt wysokich pensjach dla medyków jest problem braku pieniędzy na leczenie 
  • Sytuację pogarsza zmiana ustawy o zawodzie lekarza z 2022 r. i przerzucenie obowiązku finansowania wielu kwestii z budżetu państwa na Narodowy Fundusz Zdrowia 
  • Urządzanie nagonki na personel medyczny to szukanie winnych nie tam, gdzie trzeba. Kiedy mówi się, że kłopoty szpitali powodują zbyt wysokie zarobki medyków, lekarze czują się obciążani winą za to, że system niedomaga 
  • Nowoczesna, jakościowa medycyna wymaga dużych nakładów finansowych. – Trzeba być świadomym tego, że nasze nakłady na zdrowie są bardzo odległe od średnich nakładów na zdrowie w Europie i że szorujemy w tym zakresie po dnie – podsumowuje rozmówca „Menedżera Zdrowia”

Gdyby nie personel, system sprawniej by działał…

Przeglądając artykuły z ostatnich dwudziestu lat, można odnieść wrażenie, że to właśnie personel medyczny najbardziej przeszkadza dyrektorom w ich misji leczenia pacjentów. W ochronie zdrowia starczyłoby pieniędzy na wszystko, gdyby tylko nie trzeba było wypłacać pensji personelowi medycznemu. Jest tylko jeden szkopuł – to właśnie personel leczy pacjentów, stawia diagnozy, wykonuje zabiegi i ratuje życie – czytamy we wpisie Porozumienia Rezydentów opublikowanym na X. 

– Narracja ta wydawałaby się absurdalna w każdej innej dziedzinie, mimo że w wielu z nich pensje pokrywają większość środków finansowych. Jak brzmiałby artykuł „Nie ma pieniędzy na kształcenie uczniów, bo większość pieniędzy pochłaniają pensje nauczycieli”? Co najmniej niestosownie – zauważają rezydenci. 

Autorzy podkreślają, że problem z pieniędzmi w ochronie zdrowia jest poważny – od lat wydajemy na nią zdecydowanie mniejszy odsetek PKB niż średnia europejska (8,1 proc.), nie mówiąc już o średniej krajów OECD (9,6 proc.). Nasze finansowanie nie dość, że jest niskie, to jeszcze jest liczone względem PKB sprzed dwóch lat (model t-2). Więc 192 mld zł zaplanowane w budżecie w roku 2024 stanowiły jedynie ok. 5 proc. planowanego PKB na ten rok.

– Gdybyśmy chcieli osiągnąć 6,2 proc. (do którego rząd jest zobowiązany ustawą na rok 2024) aktualnego PKB, wymagałoby to dodania 42 mld zł, a to w dalszym ciągu jest ogromnie odległe od średniej europejskiej. To pokazuje jasno, że podstawowym problemem nie jest to, że szpitale zbyt dużo płacą personelowi, tylko że placówki otrzymują zbyt mało pieniędzy – zwracają uwagę lekarze.


Sebastian Goncerz

O problemie rozmawiamy z przewodniczącym Porozumienia Rezydentów Sebastianem Goncerzem. 

Ustawa o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia jest podłożem wielu kontrowersji wśród wielu medycznych grup zawodowych, poczynając od pielęgniarek po lekarzy. Jakie zarzuty obecnej ustawie o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia stawia Porozumienie Rezydentów OZZL? 

Naszym głównym zarzutem jest to, że specjalista zarabia mniej niż rezydent. Nie jest to wskazane bezpośrednio w samej ustawie, ale fakt, że rezydent specjalizacji deficytowych, który pracuje na trzecim roku lub później i pobiera bon patriotyczny, ma podstawę wyższą niż specjalista. Mówiliśmy o tym wielokrotnie, że musi być progresja zarobków wraz z poszerzaniem kompetencji, a nie zgodnie z hasłem: „zostań specjalistą, a będziesz zarabiał mniej”.

Nie chodzi o jakieś kwestie ambicjonalne. To jest problem systemowy. Jeśli chcemy, żeby specjaliści pozostali w publicznej ochronie zdrowia, a nie uciekali do prywatnego sektora, szukając przyzwoitego wynagrodzenia.

Ile waszym zdaniem powinien zarabiać w poszczególnych grupach zawodowych personel medyczny?

Nie będę się wypowiadał, jakie powinny być zarobki w obszarze innych zawodów medycznych, bo to nie moja rola, aby mówić, ile inni powinni zarabiać. Znam swoją pracę, a nie na przykład pracę pielęgniarki. W przypadku lekarzy od lat postulatem jest gradacja 1–2–3, czyli jedna średnia pensja krajowa dla stażysty, dwie średnie pensje krajowe dla rezydenta i trzy średnie pensje dla specjalisty. To chcielibyśmy, w pewnym procesie, uzyskać docelowo. Oczywiście nie jest tak, że w tej chwili tupię nogą i mówię, że tak ma być od zaraz. Powinniśmy dążyć do takiej zmiany i takiej gradacji płac. Wiem, że trzy średnie pensje krajowe to nie jest mało i działa na wyobraźnię, ale to jest ok. 93,5 zł na rękę na godzinę. Porównując jednak to z zarobkami specjalistów w sektorze prywatnym, to nie jest wygórowana kwota. Oczywiście zarobki w publicznej ochronie zdrowia nigdy nie dorównają tym w prywatnym sektorze, ale nie może być tak dużej dysproporcji. Moim zdaniem praca w szpitalu należy do najtrudniejszych i nie może tak być, aby wynagrodzenie było tu dużo niższe niż w prywatnej przychodni.

Pojawiają się pomysły zamrożenia ustawy o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia, bo jest ona niezwykle kosztochłonna dla budżetu. Krytykujecie te pomysły. Jakie propozycje, aby była to krytyka konstruktywna, ma w tym zakresie Porozumienie Rezydentów?

Przede wszystkim uważamy, że problemem nie jest samo w sobie to, że pensje są kosztowne, bo w ochronie zdrowia one zawsze będą takie. Koszty pracy i specjalistycznych usług wszędzie generalnie są jednym z najdroższych elementów każdego procesu. Problemem natomiast jest to, że system i szpitale otrzymują za mało pieniędzy. Wykazaliśmy, że to efekt wielu lat zaniedbań i niedofinansowania sektora zdrowotnego. Pokazujemy kilka liczb. Po pierwsze to nasze rzekome 6,2 proc. PKB na zdrowie jest odległe od średniej europejskiej, która teraz przekracza 8,1 proc. Fakt, że jest liczone według wzoru t-2, pogłębia jeszcze tę dysproporcję, ponieważ zaplanowane w budżecie w 2024 roku 192 mld zł stanowią jedynie ok. 5 proc. planowanego PKB na ten rok.

Tak naprawdę dzisiaj nakłady na ochronę zdrowia – choć są największe w historii – wynoszą tylko 5 proc. PKB, mimo że mamy w pewnym sensie dług wielu dekad ochrony zdrowia. Gdyby tylko nakłady wyniosły rzeczywiście 6,2 proc. dzisiejszego PKB, to w systemie musiałyby się pojawić dodatkowo 42 mld zł. To pokryłoby lukę powodującą niewypłacalności w zakresie świadczeń nielimitowanych, kwestię wynagrodzeń i ich waloryzacji. Problemem nie jest to, że personel medyczny dużo zarabia, ale to, że brakuje pieniędzy w systemie z powodu wieloletnich zaniedbań. Problem pogłębiła jeszcze zmiana ustawy o zawodzie lekarza z 2022 r. i przerzucenie obowiązku finansowania wielu kwestii z budżetu państwa na Narodowy Fundusz Zdrowia.

Nowoczesna, jakościowa medycyna wymaga dużych nakładów finansowych. Powinniśmy być świadomi tego, że nasze nakłady na zdrowie są bardzo odległe od średnich nakładów na zdrowie w Europie i że szorujemy w tym zakresie po dnie. Nie dziwmy się, że na wszystko brakuje nam pieniędzy.

Kiedy mówi się, że kłopoty szpitali powodują zbyt wysokie zarobki medyków, my, lekarze, czujemy się obciążani winą za to, że system niedomaga. Urządzanie takiej nagonki na personel to szukanie winnych nie tam, gdzie trzeba, bo to nie wina pracowników, że nie ma pieniędzy w systemie. To nie lekarze czy cykliści winni są tej całej sytuacji…

Przeczytaj także: „Zamknąć studia, a nie wstrzymywać rekrutację”, „Lekarze zarabiają 30–40 tys. zł i chcą więcej. Czy publiczną ochronę zdrowia na to stać?”, „Rekrutacja na kierunek lekarski – historyczna vs zawsze mogło być lepiej”, „Degradacja kształcenia”, „Matura wystarczy, by zacząć studia medyczne…” i „Co za dużo, to niezdrowo – dotyczy też lekarzy”.

Menedzer Zdrowia twitter

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.