Lekarze odchodzą ze szpitali do prywatnych lecznic

Udostępnij:
W Rzeszowie kilku szpitalnym oddziałom grozi paraliż. Dyrektorzy bezradnie rozkładają ręce. Wszystko dlatego, że w mieście powstały prywatne kliniki.
Z „Szopena" zamierzają odejść niemal wszyscy neonatolodzy. Spory problem z utrzymaniem oddziału dla noworodków i wcześniaków będzie miał szef Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego - wypowiedzenie złożył ordynator oddziału ginekologii i położnictwa.

Ten exodus jest spowodowany tym, że od 1 stycznia w Rzeszowie zacznie działać prywatny szpital Pro Familia, który kusi najlepszych ginekologów i neonatologów z publicznych szpitali.

Do Pro Familii zamierzają odejść niemal wszyscy neonatolodzy z „Szopena". Trzech już złożyło wypowiedzenia. Ze Szpitala Wojewódzkiego nr 2 przy ul. Lwowskiej odchodzi jeden z najbardziej doświadczonych ginekologów. Z pracy rezygnuje także ordynator oddziału ginekologii i położnictwa - dr n. med. Jarosław Janeczko.
- Do Pro Familii przechodzi również kilka doświadczonych pielęgniarek z oddziału dla noworodków. To duża strata - nie ukrywa Janusz Solarz, szef SW nr 2 w Rzeszowie.

Dlaczego lekarze i pielęgniarki porzucają posady w publicznych lecznicach?
- Rozmawiałem z pracownikami, którzy odchodzą. Chciałem wiedzieć, czy powodem były może jakieś konflikty albo zła atmosfera w pracy. Zapewniali, że nie. Sądzę więc, że decydujące okazały się kwestie finansowe - przypuszcza Solarz.

Z kolei w Szpitalu Miejskim z pracy chce zrezygnować trzech chirurgów naczyniowych i kilkanaście pielęgniarek. Chcą przejść do prywatnej kliniki przy ul. Jałowego, która poszukuje specjalistów od chorób krążenia.

W Szpitalu Miejskim w Rzeszowie od kilku dni aż huczy od plotek, że wypowiedzenia złożyli trzej chirurdzy naczyniowi.
Ich brak sparaliżuje pracę oddziału. - Bez specjalistów, którzy wyszkolili się u mnie, nie ma oddziału - mówi rozżalony Leszek Czerwiński, dyr. SM w Rzeszowie. - Powiem tylko tyle, że w tej sytuacji nie jestem bezczynny.

Szefowie szpitali twierdzą, że nasila się zjawisko podkupowania najlepszych pracowników przez prywatne ZOZ-y.
- To nie fair. Przecież szkoląc specjalistę, publiczna placówka ponosi koszty z tym związane, np. udzielając lekarzowi płatnego urlopu szkoleniowego - zauważa dyrektor jednego z podkarpackich szpitali.

Szefowie publicznych ZOZ-ów zarzucają „prywaciarzom" także to, że z szerokiej gamy zabiegów wybierają tylko te najbardziej dochodowe i obarczone najmniejszym ryzykiem komplikacji. A pacjentów, którzy wymagają kosztownego, ale nieopłacalnego leczenia, kierują do publicznych szpitali. Właściciele prywatnych szpitali i przychodni ripostują, że w przeciwieństwie do publicznych lecznic oni nie mogą liczyć na pomoc państwa przy oddłużaniu czy poręczeniu wielomilionowych kredytów.
Tak czy inaczej dopóki podmioty publiczne nie staną się równorzędnymi partnerami placówek prywatnych konflikty i podkupowanie personelu będzie się nasilać.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.