Organizacja sytemu ochrony zdrowia także jest lekarstwem

Udostępnij:
Co jest barierą dla breast cancer unit w Polsce i jak zmienić sytuację Polaków chorujących na nowotwory. O tym mówi prof. Tadeusz Pieńkowski, prezes Polskiego Towarzystwa do Badań nad Rakiem Piersi, dyrektor medyczny Radomskiego Centrum Onkologii.
Informacje o nowych lekach otwierają nowe perspektywy i nadzieje dla pacjentów. W Polsce wiele terapii w raku piersi wciąż jest niedostępnych. Jak wyrównać szanse Polski w leczeniu tego nowotworu?
Nowe leki zawsze istnieją w pewnym kontekście – różnych technologii, badań, rozwiązań organizacyjnych, finansowych oraz lekarzy, w kontekście zaufania do nich. W Polsce pieniądze przeznaczone na onkologię per capita są bardzo małe, dużo mniejsze, niż w innych krajach. Trudno jest zrozumieć, dlaczego pomimo wzrostu gospodarczego, poprawy sytuacji w wielu innych sferach, w medycynie nie nastąpił wzrost nakładów finansowych. Nie chodzi tylko o leki, ale także o ułatwienie leczenia poprzez uruchomienie nowych przychodni i szpitali. Od trzech lat nie ma w tym zakresie konkursów ofert organizowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia. To trochę tak, jakby uznano, że w Polsce jest odpowiednia liczba przychodni, szpitali i nie ma potrzeby, by ich liczbę zwiększyć.

Onkologia – jako duży problem medyczny, społeczny, polityczny, ekonomiczny – wymaga całościowego rozwiązania, finansowania na odpowiednim poziomie oraz zapewnienia, że lekarze nie będą krępowani administracyjnymi decyzjami w swoich dziedzinach. Takie rozwiązanie spowoduje, że polscy pacjenci znajdą się w podobnej sytuacji, co ich towarzysze niedoli z krajów Europy Zachodniej. W Polsce nowe leki zazwyczaj udostępniane są przez programy lekowe, które są skonstruowane w taki sposób, że dostępność do nich jest znacznie mniejsza, niż oczekiwania. Powodem są kryteria ograniczające stosowanie tych leków. W efekcie leczonych jest znacznie mniej osób, niż mogłoby wynikać z epidemiologii oraz ze wskazań do leczenia. By taka sytuacja uległa zmianie musi zmienić się podejście do onkologii. Pieniądze przeznaczane na onkologię nie mogą być spostrzegane jako wydatek, ale jako inwestycja. Potrzeba więcej pieniędzy, ale co niezwykle istotne, konieczne jest budowanie zaufania do lekarzy, jako tych, którzy zostali powołani do optymalnego stosowania leków, zgodnie z ich wiedzą i postępem medycyny. Należy także zmienić sposób podejścia do nowych terapii. Nastał najwyższy czas, by odpowiedzieć sobie na pytanie czy stać nas na ponoszenie ogromnych kosztów pośrednich związanych z chorobami nowotworowymi. Są to koszty związane z przedwczesnym zgonem, koszty związane z utratą przez te osoby pracy, nie mówiąc już o kosztach cierpienia tych osób. Wszystkie te koszty ponoszone są przez pacjentów i ich rodziny. Płaci za to społeczeństwo.

Jednocześnie trzeba pamiętać o tym, że nowe leki z reguły są skuteczniejsze, niż stare, są bardziej bezpieczne, mniej toksyczne oraz powodują, że chorzy są mniej obciążeni problemami związanymi z terapią. Zastrzyk podskórny jest mniej traumatyczny, niż dożylna iniekcja leku, farmakoterapia doustna jest dogodniejsza, niż przyjmowanie leku w zastrzykach. Możliwe jest również prowadzenie leczenia w domu chorego, wówczas do pacjentów przyjeżdżają pielęgniarki i lekarze. Patrząc na naszą sytuację epidemiologiczną, demograficzną takie rozwiązanie prędzej, czy później będzie musiało być wprowadzone także w Polsce.

Problemem Polek jest to, że jak zachorują na raka piersi, to szanse ich przeżycia są mniejsze, niż mają np. Szwedki czy Brytyjki. Z czego to wynika?
Widzimy dramatyczny wzrost zachorowalności na niektóre nowotwory np. raka piersi. Zjawisko to będzie rosło, gdyż są to nowotwory cywilizacyjne – związane m.in. z wiekiem, z określonymi zachowaniami, których nie jesteśmy w stanie modyfikować. Czynnikiem ryzyka zachorowania na raka piersi jest m.in. wiek urodzenia pierwszego dziecka – im później, tym ryzyko jest wyższe.

W przypadku raka piersi miernikiem skuteczności leczenia w skali populacyjnej jest liczba żyjących kobiet, u których kiedykolwiek rozpoznano raka. W Polsce liczba ta szacunkowo wynosi od około 60 tys. do 100 tys. Na świecie proporcja ta jest znacznie większa. To miara sukcesu w przypadku tego nowotworu. Trzeba pamiętać, że zachorowania będą rosły, jednocześnie możliwości leczenia powodują, że coraz więcej kobiet żyje dekady po diagnozie raka piersi. By było lepiej w tym zakresie trzeba zapewnić wiele rzeczy. Od spraw organizacyjnych, lepszego zorganizowania badań przesiewowych, do poprawy dostępności terapii.

Program Wczesnego Wykrywania Raka Piersi wymaga ulepszenia. Wciąż jest niska zgłaszalność. Jak poprawić dostęp pacjentek do badań?
Wczesne wykrycie nowotworu raka piersi, podobnie jak innych nowotworów, to klucz do sukcesu. Patrząc na programy wczesnego wykrywania raka piersi w innych krajach widzi się kolosalną różnicę. Marketing tych programów organizowany jest nie przez lekarzy, tylko przez instytucje, które zawodowo trudnią się odpowiednim wdrażaniem reklamy i działań marketingowych oraz psychologów społecznych. Całość programu badań przesiewowych powinna być koordynowana przez jedną instytucję, która posiada odpowiednie kompetencje i finansowanie. Problemem w Polsce jest to, że program ten ma dwóch organizatorów oddzielnie finansowanych i zarządzanych. Badania mammograficzne organizowane i finansowane są przez Narodowy Fundusz Zdrowia, zaś obsługą administracyjną i promocją zajmuje się Centralny Ośrodek Koordynujący Populacyjny program wczesnego wykrywania raka piersi oraz Wojewódzkie Ośrodki Koordynujące. Kraje, które odniosły sukces w realizacji tego programu mają jeden ośrodek zarządczy. To on dysponuje pieniędzmi i ponosi odpowiedzialność za efektywne dysponowanie nimi. Wykonanie mammografii, to dopiero początek, samo badanie nie uratuje nikomu życia. Musi być wykonane prawidłowo i w razie konieczności mieć kontynuację w precyzyjnej, dostępnej dalszej diagnostyce. Ważnym także jest, by dobrze wypromowana informacja o takich badaniach trafiała, tam, gdzie trzeba. W Polsce kłopotem jest to, że osoby, do których taka profilaktyka powinna być adresowana najczęściej nie rozumieją oferowanej promocji, przekazu informacyjnego. Trzeba także rozważyć elementy zachęty do uczestniczenia w takim programie – czy wręcz administracyjnych działań przymusu. Z zazdrością patrzymy na program fiński zapominając, że w Finlandii wdrażając program skryningowy wprowadzono jako działanie obowiązkowe.

Obecnie z bezpłatnych badań mammograficznych korzysta około połowy kobiet, które powinny z nich skorzystać. Na niską zgłaszalność do tego programu składa się wiele problemów, które są pochodną całości funkcjonowania systemu wczesnego wykrywania raka piersi. Trudno, bowiem przypuszczać, żeby Polkom mniej zależy na zdrowiu, niż Brytyjkom czy Szwedkom. Sposób zapraszania na badania, informowania o nich trzeba zmienić, dopasować do realiów. Aby program mógł przełożyć się na przedłużenie życia powinno z niego skorzystać, co najmniej 80 proc. populacji oraz zwiększyć dostępność do ośrodków przeprowadzających dalszą, pogłębioną diagnostykę w przypadku wykrycia zmiany nowotworowej. Obecnie najczęściej są to placówki odległe od miejsca zamieszkania, na wizytę ustalane są odległe terminy. W wyniku tego wiele kobiet nie zgłasza się na dalsze badania. W bieżącym roku zrezygnowano z podstawowego narzędzia jego promocji, jakim są indywidualne zaproszenia. Jak wykazują doświadczenia innych krajów spowoduje to zmniejszenie zgłaszalności.

W jednym z wywiadów powiedział pan, że musi powstać wiele breast cancer unit. Nie mogą być to nieliczne perły w dużych akademickich ośrodkach. Powinny powstawać jeden na 500-700 tys. mieszkańców i być realnie dostępne dla pacjentów. Problem w tym, że w Polsce jest ich bardzo mało. W czym tkwi bariera dla breast cancer unit?
Zacznę od tego, iż organizacja sytemu ochrony zdrowia także jest lekarstwem. Są światowe zalecenia i rekomendacje, jak organizować taki system. W Polsce jakiś czas temu NFZ podjął próby oddzielnego kontraktowania i finansowania świadczeń związanych z diagnostyką i leczeniem raka piersi. Niestety prace zostały przerwane wraz z wdrażaniem pakietu onkologicznego. Obecnie podjęto pracę nad tym projektem. Nie wiemy jednak, kiedy się one zakończą. Podstawową zaletą ośrodków breast cancer unit jest ich kompleksowość działania w krótkim czasie, blisko domu pacjenta. W założeniu nie mają to być „ekskluzywne wyspy szczęścia” występujące rzadko i trudno dostępne, tylko placówki szeroko dostępne – tj. jedna na około 500 tys. mieszkańców. Powinny być wpisane w lokalne zapotrzebowanie, w zależności od położenia geograficznego, zapadalności na raka piersi.

Aby breast cancer unit mogły działać i spełniać swoją funkcję muszą podlegać systemom kontroli i audytowi. Są dwa rodzaje akredytacji – przyznawane przez międzynarodowe towarzystwa naukowe lub przez organizacje krajowe. Obecnie mamy dwie takie placówki – w Szczecinie i w Kielcach akredytowane przez Senologic International Society. W Niemczech takich ośrodków jest kilkaset. Powołano tam własną organizację udzielającą akredytacje, monitorowana jest także jakość używanego sprzętu, liczba i kwalifikacje pracowników, jakość wykonywanych procedur – ich zgodność z optymalnym schematem stosowania. Wymaga to dużego wkładu organizacyjnego i odpowiedniego finansowania. Ważne by ośrodki te mogły zastosować określone formy działania, w odpowiedniej sekwencji i czasie. Tu, w Polsce, pojawia się kłopot. Zmorą onkologii w naszym kraju, jak i całej medycynie, jest system rozliczeń przewidujący płacenie za każdą procedurę oddzielnie. Niemożliwe jest łączenie procedur, gdyż wówczas płatnik zapłaci jedynie za jedną z nich.

Barack Obama podczas swojego ostatniego orędzia ogłosił narodowy plan walki z rakiem. Pierwszym krokiem ma być zwiększenie budżetu Narodowych Instytutów Zdrowia (NIH), które zajmują się pracą nad nowymi terapiami. Jaki miałby być taki pierwszy krok w Polsce?
Warto przypomnieć, że przed laty prezydent Richard Nixon ogłosił National Cancer Act, wytyczając w onkologii najważniejsze kierunki, by znacząco ograniczyć występowanie chorób nowotworowych. Zapoczątkowany wówczas plan spowodował gigantyczną kumulację wiedzy, która coraz lepiej jest wykorzystywana. Nowe leki, których w ostatnim czasie jest coraz więcej, nie biorą się znikąd. To żmudna i kosztowna praca w laboratoriach, długi czas weryfikacji odkryć, po przełożenie na dostępne leczenie. By takie działania zostały zainicjowane władze państwowe muszą dostrzec problem, podjąć działania przy zapewnieniu finansowania kampanii na rzecz tego planu. W Ameryce na rzecz Narodowego Instytutu Raka przeznaczono gigantyczne środki finansowe.

Nam potrzeby jest narodowy plan walki z rakiem – nie w rozumieniu tego, czym jest obecny Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych. Niestety za jego nazwą nie kryje się treść, którą chcielibyśmy, aby się kryła. Potrzebne jest wyznaczenie priorytetów i realne działania. Nie jest tak, że nie potrafimy działać i osiągać sukcesów w medycynie. Dla przypomnienia – na przełomie lat 40-tych i 50-tych zorganizowano odrębne finansowanie leczenia chorób wenerycznych. Stworzono Instytut Wenerologii, przyjęto systemowo-organizacyjne rozwiązania, które miały zdławić epidemię, która w powojennych latach zbierała swoje żniwo. Wyznaczone zadanie zostało zrealizowane. Kolejny przykład działania centralnego dotyczyło gruźlicy. Dzięki tym działaniom udało się powstrzymać epidemię gruźlicy. Obecnie finansowanie leczenia AIDS odbywa się na innych zasadach. Jeżeli mamy w onkologii odnieść podobne sukcesy i zmienić sytuację Polaków chorujących na nowotwory potrzeba wizji, konsekwencji jej realizacji, pieniędzy – na wszystkie etapy, od badań naukowych, wdrażanie opracowanych technologii, stworzenie nowych placówek leczniczych dedykowanych onkologii oraz policzenie faktycznego kosztu takiego leczenia, jak i rozliczanie z tego, jak się leczy. Efektywne leczenie powinno być w cenie. Szpitale powołane są do leczenia, a nie realizowania sztywnego planu finansowego NFZ.

Rozmawiała Kamilla Gębska
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.