Psychodeliki mogą w przyszłości znaleźć miejsce w medycynie
Tagi: | psychodeliki, LSD, Tomasz Wieczorek, psychiatra, zaburzenia, leczenie |
– Psychodeliki mogą wejść do „standardowego” użycia za jakieś 5-10 lat w celu pomocy pacjentom z trudnymi w leczeniu zaburzeniami, jednak będzie to raczej użycie niszowe, zwłaszcza na początku – mówi psychiatra Tomasz Wieczorek, podkreślając, że stosowanie ich na własną rękę jest ryzykowne.
W
Polsce, podobnie jak wcześniej na Zachodzie, coraz popularniejsze staje się
używanie psychodelicznego, pochodzącego z Ameryki Południowej wywaru, znanego
jako ayahuasca. Czy to nie wiąże się z dużym zagrożeniem?
– To dosyć złożone pytanie. Oczywiście, to może być
niebezpieczne, podobnie jak zażywanie innych psychodelików, takich jak
psylocybina czy LSD. Zagrożenia są jednak inne niż w przypadku wielu substancji
psychoaktywnych zwanych potocznie narkotykami, np. opiatów (heroiny, morfiny)
czy stymulantów (np. amfetaminy).
Na
czym one polegają?
– Psychodeliki
są dosyć bezpieczne z punktu widzenia fizjologicznego, czyli jeśli chodzi o
ryzyko przedawkowania czy uzależnienia. Nie uzależniają prawie wcale. Mogą co
prawda mocno zaszkodzić, nawet doprowadzić do śmierci osób z niektórymi
chorobami, np. serca, czy przyjmujących niektóre inne substancje, w tym leki –
to dotyczy przede wszystkim ayahuaski, która oprócz samego psychodeliku zawiera
jeszcze wiele innych substancji, w tym takie, które mogą wchodzić w interakcje
z lekami. Same psychodeliki w zakresie potencjalnego ryzyka stwarzają głównie
zagrożenia psychologiczne. Zmieniają bowiem świadomość, w tym sposób
postrzegania świata, to, w jaki sposób odbieramy i przetwarzamy bodźce. Po
przyjęciu takiej substancji człowiek staje się wyjątkowo wrażliwy, podatny na
sugestie. Według mnie to stwarza ryzyko przy amatorskim korzystaniu z takich
związków. Tego typu tzw. ceremonie mogą być prowadzone przez niekompetentne
osoby, które mogą się posunąć do różnych nadużyć. Ponadto u amatora takich
substancji mogą pojawić się bardzo trudne przeżycia, w tym emocjonalne, i
nieprzygotowany prowadzący może nie być w stanie pomóc takiemu człowiekowi
sobie z tym poradzić. Wokół tych tzw. szamanów mogą też się tworzyć nieduże
grupy kultu, co też trudno uznać za zdrowe.
A
czy można odnieść korzyści?
– Pierwotnie
tego typu substancje, w tym ayahuasca, stosowane były w różnych rdzennych
społecznościach, np. w Ameryce Południowej, do celów ceremonialnych,
religijnych. Teraz, na Zachodzie, rozwinęła się wokół tego pewnego rodzaju
psychodeliczna turystyka. To także spore źródło dochodu dla ludzi, którzy to
organizują. Trzeba podkreślić – rzadko to są prawdziwi szamani. W tradycyjnym
użyciu tych substancji uzyskiwano pewne cele duchowe, rytualne, była to pewna
metoda leczenia, oczyszczenia. Wiemy z badań medycznych, że niektóre
psychodeliki, w tym ayahuasca, mają pewne działanie przeciwdepresyjne i mogą
pomagać w innych zaburzeniach. Pozwalają uzyskać osobie je zażywającej pewien
wgląd we własne doświadczenia psychiczne, sposób funkcjonowania. W tym kryje
się potencjał, który bada się pod kątem wykorzystania w profesjonalnej
psychoterapii. Natomiast po niekontrolowanym użyciu istnieje niemałe ryzyko, że
stan człowieka się nie polepszy, tylko pogorszy.
Jak
więc psychodeliki można wykorzystać w medycynie?
– Uważa się
raczej, że mogą znaleźć zastosowanie u pacjentów z niektórymi zaburzeniami,
którzy nie reagują na inne metody, w tym na podawanie standardowo stosowanych
leków czy na klasyczne psychoterapie. Wśród tych substancji można głównie
wymienić psylocybinę, dimetylotryptaminę (DMT) czy
5-Metoksy-N,N-dimetylotryptaminę. Wszystkie one były i są badane pod kątem
leczenia m.in. lekoopornej depresji. Najlepiej przebadana jest przy tym
pochodząca z grzybów halucynogennych psylocybina, która w organizmie jest
metabolizowana do psychoaktywnej psylocyny. W tej chwili ruszają duże badania
kliniczne trzeciej fazy, które mogą doprowadzić do wprowadzenia psylocybiny do
regularnego leczenia.
Jak
takie substancje działają?
– W
porównaniu z tradycyjnymi lekami różnica jest ogromna. Środków psychodelicznych
nie przyjmuje się regularnie, np. codziennie, przez jakiś czas. Mówi się raczej
o psychoterapii wspomaganej psychodelikami. Substancje te podaje się pacjentowi
tylko 2 lub 3 razy. Działają one m.in. w ten sposób, że zwiększają
neuroplastyczność mózgu – pobudzają powstawanie nowych połączeń między
neuronami. Pacjent staje się więc bardziej podatny na zmiany, które mogłyby być
elementem standardowej psychoterapii i łatwiej jest mu zmodyfikować swoje
myślenie oraz zachowanie na bardziej pozytywne. Można powiedzieć, że
psychodeliki poluzowują przekonania człowieka odnośnie do samego siebie i świata.
Powstał już opisujący to model REBUS (relaxed beliefs under psychedelics – przekonania rozluźnione pod wpływem psychodelików). Wiemy też jednak o działaniu czysto biologicznym. Badania wskazują, że po podaniu odpowiedniego środka psychodelicznego stan pacjenta z ciężką depresją może się mocno poprawić. Korzystne działanie psychodelików nie dotyczy jednak wszystkich, ale tylko części osób – w badaniach klinicznych bardzo dobre i stosunkowo długotrwałe odpowiedzi obserwuje się u około jednej trzeciej uczestników. Nie wiemy jeszcze, dlaczego tak się dzieje, ani na ile uzyskiwany efekt terapeutyczny wynika z biologicznego działania psychodelików, a na ile ze wspomagania dzięki nim psychoterapii. Kolejne badania pozwolą nam zrozumieć, jak optymalizować protokoły terapeutyczne – uwzględniając również kwestię odpowiedniego przygotowywania pacjentów do terapii, ilość sesji z wykorzystaniem substancji i czas trwania integracji doświadczeń psychodelicznych. Ze względu na opisane właściwości, substancje psychodeliczne bada się nie tylko w leczeniu depresji, ale także pod kątem terapii stanów lękowych czy uzależnień. Oprócz tego, testuje się też ich użycie do leczenia zaburzeń nastroju w stanach terminalnych, np. w zaawansowanej chorobie nowotworowej. Rozpoczynane są również nowe kierunki badań.
Jakie?
– Psychodeliki
testuje się już np. pod kątem leczenia ciężkiej przypadłości, jaką są
klasterowe bóle głowy. Badania wskazują, że psylocybina może być w tym
względzie bardzo skuteczna. Związki te wykazują także działanie przeciwzapalne,
neuroochronne, a także pobudzające powstawanie nowych neuronów – ten ostatni
efekt został zaobserwowany w kontekście DMT, ale niekoniecznie w przypadku
innych psychodelików. Z tych powodów substancje te bada się pod kątem pomocy w
chorobach neurodegeneracyjnych, chociaż te badania nie są w tej chwili jeszcze
zbyt zaawansowane. W tym roku Unia Europejska przeznaczyła 6,5 mln euro na
finansowanie wieloośrodkowego badania, w którym psylocybina będzie podawana w
ramach opieki paliatywnej, m.in. pacjentom ze stwardnieniem rozsianym czy
stwardnieniem zanikowym bocznym.
Kiedy
substancje psychodeliczne mają szansę stać się standardowym narzędziem lekarzy?
– Trudno
jest przewidywać przyszłość, ale obecny stan badań wskazuje, że mogą wejść do – nazwijmy to – „standardowego” użycia za jakieś 5–10 lat. Trzeba jednak
podkreślić, że będzie to raczej użycie niszowe, zwłaszcza na początku. Związki
te będą stosowane w szczególnych przypadkach, do leczenia niektórych zaburzeń
niereagujących na inne metody. A nawet w tych przypadkach nie będą z pewnością
dostępne dla wszystkich, ze względu na możliwe działania uboczne.
Jakie to
działania?
– Tak, jak
we wspomnianych wcześniej zastosowaniach „rekreacyjnych”, mogą szkodzić ludziom
z niektórymi chorobami czy przyjmującym niektóre leki. Co więcej, u osób
podatnych psychodeliki mogą spowodować stany psychotyczne. Dotyczy to na
przykład ludzi, którzy mają przypadki tego typu zaburzeń w rodzinie. Nawet gdy
pacjent nie ma jawnych predyspozycji do psychoz, takiego zdarzenia nie można
całkowicie wykluczyć. Związki psychodeliczne najprawdopodobniej będą więc
stosowane w coraz większej liczbie zaburzeń, ale niekoniecznie staną się
standardem leczenia z wyboru – będą stosowane raczej w rzadszych, szczególnych
przypadkach. Na pewno nie można spodziewać się, jak może niektórzy chcieliby
sądzić, nagłej rewolucji w psychiatrii czy innych gałęziach medycyny. Związki
psychodeliczne mają jednak już teraz niemało do zaoferowania medycynie.
Tomasz Wieczorek jest lekarzem psychiatrą i asystentem w Katedrze Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, Polskiego Towarzystwa Badań nad Snem, MIND Foundation, World Sleep Society oraz European Association of Psychosomatic Medicine.
Rozmawiał Marek Matacz.