Robert Johnstone: W teorii leki biopodobne zastępują referencyjne, ale...

Udostępnij:
- Opowiem historię, którą słyszałem od kogoś, kto optuje za wprowadzeniem leków biopodobnych do leczenia. Ta osoba reprezentuje producenta biosimilarów. Opowiedział mi o swojej siostrze, która choruje na ciężką postać reumatoidalnego zapalenia stawów, czyli chorobę, na którą i ja choruję. Kobieta chorowała od bardzo dawna, wyniszczało ją to. Brat szukał dla niej leków. Próbowali dziewięciu różnych produktów biologicznych. Dopiero dziewiąty zadziałał. Po tym stwierdził, że nawet on, który promuje biosimilary, nie chciałby, aby lekarz siostry zamieniał lek oryginalny na biopodobny - mówi Robert Johnstone, członek zarządu International Foundation for Integrated Care & European Forum for Good Clinical Practice.
Czy leki biopodobne to nowa nadzieja dla chorych? Czy raczej powód do obaw, bo preparaty te jeszcze nie są szerzej znane?
- Przede wszystkim nadzieja. Ale wielu chorych nie jest świadomych, że pojawiły się takie leki jak biosilimary. Co mam na myśli? Dwa lata temu szef organizacji pacjenckiej w Wielkiej Brytanii nie wiedział, czym są te leki. Byłem tym zaskoczony, bo poza tym, że pojawienie się na rynku tych leków zaliczam do ważnego wydarzenia, myślałem, że skoro ja o nich wiem, inni również powinni. European Patient Forum ma dobre relacje z firmami produkującymi biosimilary i dlatego wiemy o nich nieco więcej. Ale w sumie nie sądzę, by wielu chorych wiedziało, czym są te leki i jak działają. Ci pacjenci polegają na informacji od lekarzy.

Powiedziałbym więc, że leki biopodobne potrzebowałby nieco marketingu, aby rozpowszechnić wiedzę o nich. Jednak producenci z informacją celują w profesjonalistów, choć rzeczywiście rośnie potrzeba mówienia o nich także chorym, w szczególności o ich wartości. Wracając do pytania. Oczywiście zawsze niektórzy będą obawiać się nowości, ale inni mogą się cieszyć z nowych rzeczy, które przecież mogą okazać się zwyczajnie lepsze. Uważam, że biosimilary dla wielu osób są lepsze, choć w określonych sytuacjach lepiej jest pozostać przy produkcie referencyjnym.

Czy myśli pan, że lekarze wiedzą dostatecznie dużo o biosimilarach?
- Są bardzo dobre materiały przygotowane zarówno przez Komisję Europejską, jak i European Patient Forum. Tym samym informacja jest, ale zawsze pozostaje pytanie, czy lekarze i pacjenci się z nią zapoznają. A także inne: czy mają uprzedzenia w stosunku do tych leków, czy też nie.

Co te materiały mówią o biosimilarach?
- One wszystkie oferują standardowy przekaz. Wskazują, że leki biopodobne w zakresie wpływu na pacjenta są produktami podobnymi do leków oryginalnych. Podkreślają, że produkcja tych leków kosztuje mniej, co pozwala na leczenie tej samej liczby chorych przy niższych nakładach lub - co pożądane - pozwala na leczenie większej liczby chorych przy tych samych nakładach. Dodałbym, że jeżeli rząd myśli o oszczędnościach z tytułu stosowania biosimilarów, to powinien reinwestować pieniądze w leczenie większej liczny chorych i płacić za leczenie produktami oryginalnymi tych, którzy nie odpowiadają dobrze na leki biopodobne.

Jak więc powinna następować zamiana leków referencyjnych na biopodobne?
- Opowiem pewną historią, którą słyszałem od kogoś, kto optuje za wprowadzeniem leków biopodobnych do leczenia. Ten ktoś reprezentuje producenta biosimilarów. Opowiedział mi o swojej siostrze, cierpiącej na ciężką postać reumatoidalnego zapalenia stawów, czyli chorobę, na którą i ja choruję. Chorowała od bardzo dawna, wyniszczało ją to. Jej brat szukał dla niej leków. Próbowali dziewięciu różnych produktów biologicznych. Dopiero dziewiąty lek zadziałał i poczuła się lepiej. Po tym doświadczeniu stwierdził, że nawet on, który promuje biosimilary, nie chciałby, aby lekarz zamieniał lek oryginalny na biopodobny. Zanim terapia przyniosła skutek - pacjentka musiała walczyć o lepsze samopoczucie, o coś co uczyni jej życie relatywnie lepszym. I właśnie dlatego uważać trzeba, że ona i każdy w takiej sytuacji powinien móc pozostać na leku referencyjnym. W teorii leki biopodobne całkowicie zastępują referencyjne. Zastąpienie nadal stanowi przedmiot ryzyka, którego nie wolno podejmować w określonych sytuacjach.

Oczywiście, można powiedzieć, że dla 90 proc. populacji chorych automatyczna zamiana leków zakończy się dobrą odpowiedzią, ale jeżeli ktoś jest w szczególnej sytuacji, nie może to następować automatycznie, a jedynie po wspólnej decyzji lekarza i chorego. Podany przeze mnie przykład wskazuje, że czasem lepiej jest pozostać przy starej, sprawdzonej terapii niż szukać nowej. A decyzja zostaje podjęta przez lekarza, który lubi myśleć, że zmienia życie swojego pacjenta. Tymczasem czasem nie trzeba go zmieniać. Wystarczy pozostać przy tym, co jest.

Niektóre rządy jednak decydują się na zamianę automatyczną. Jak więc ten problem powinien zostać rozwiązany? Na jednej szali leży ekonomia, na drugiej odczucia chorych.
- Nie powinno być problemu z "przestawianiem" chorych na leki biopodobne. To otwiera nowe finansowe możliwości leczenie tych, na których leczenie nas nie stać. Ale, tak jak powiedziałem, w sytuacji, kiedy jest ktoś, kto długie lata stara się o lek w końcu działający jak trzeba, lekarz powinien wystąpić przeciw decyzji o zamianie automatycznej. Generalnie jestem za próbami lekami biopodobnymi. Sam jestem pacjentem. Ze swoim schorzeniem żyję 60 lat i już nie myślę o leczeniu w kategoriach tego, co sam mogę otrzymać, ale co mogą otrzymać inni. Myślę o tym, jaką korzyść może odnieść system i wielu ludzi. Ale oczywiście nie każdy dzieli ten punkt widzenia. Wielu będzie obawiało się zamiany na nowy produkt. Będą krytykować rząd w większym stopniu za oszczędzanie pieniędzy niż promowanie zdrowia. Tymczasem dowody naukowe wskazują, że działania niepożądane nie muszą dotyczyć osób przyjmujących leki biopodobne. Oczywiście oni mogą się obawiać tych leków, ale dla znakomitej większości ich wpływ będzie taki sam jak leków oryginalnych.

Leki biopodobne mogą umożliwić leczenie większej liczby chorych. Czy są wyliczenia mówiące jak wielu to może być chorych przy zamianie leków oryginalnych na biopodobne?
- Liczba leczonych chorych wzrośnie znacznie i są takie statystyki przygotowane przez producentów. Ale tu rzecz jest nieco bardziej skomplikowana. Kiedy leki biopodobne pojawiają się na rynku również producenci leków referencyjnych obniżą swoje ceny, aby konkurować bardziej efektywnie. Dlatego nie ma prostej kalkulacji, że jeżeli stosuje się leki biopodobne to można leczyć przykładowo 50 procent osób więcej. Trzeba przeanalizować każdą sytuację, koszty leków biopodobnych, koszty referencyjnych oraz rabaty jakie oferują producenci.

Lekarze powinni myśleć w kategoriach tego, co jest najlepsze dla chorego. Ale czy rzeczywiście tak robią, a nie myślą w kategoriach oszczędności?
- Większość myśli o chorych, ale lekarze też są jedynie ludźmi i czasem potrzebują lekkiego popchnięcia, aby znaleźć się na właściwej ścieżce. Mają przecież własne nawyki. I oczywiście nie wszystkie oferowane przez nich terapie mają podstawy w badaniach, chociaż oni udają, że tak jest zawsze. Dlatego myślę, że lekarz i chory powinni podejmować decyzje wspólnie. Pacjent powinien uzyskać tak dużo informacji o systemie i produkcie jak to możliwe. Wiele razy zdarza się, że leki nie działają, bo chory nie wyraził swoich wątpliwości lekarzowi i na przykład nie przyjmuje leków prawidłowo.

Czy myśli pan, że lekarz zawsze powinien słuchać tego, co chory ma do powiedzenia?
- Tak i powiem więcej. Lekarz zawsze powinien zachęcać chorego do zrozumienia swojego punktu widzenia. Jeżeli lekarz nie ma czasu na wytłumaczenie wszystkiego dogłębnie, powinien poprosić kogoś, aby to zrobił. Wielu chorych będzie stosować się do porad lekarza, ale niektórzy chcą wiedzieć więcej i wtedy pielęgniarka lub ktoś inny powinien poinformować chorego o linii leczenia oraz lekach, które mają być ordynowane. Uważam, że lekarz nie może lekceważyć odczuć chorego. Dlatego bardzo ważne jest, aby pracowali razem.

Partnerstwo między lekarzem a chorym jest trudne. Ten ostatni jest w pozycji petenta i nie ma najczęściej odpowiedniego przygotowania, wiedzy, którą ma lekarz.
- Ale właśnie ważne, aby to wybrzmiało, że w istocie są parterami. A to partnerstwo przejawia się wtedy, kiedy mogą rozmawiać ze sobą, chory może wskazać lekarzowi, co dzieje się nie tak, co zauważa po przyjmowaniu leków, na przykład działania niepożądane. Myślę, że powinniśmy dążyć do bardziej otwartej relacji lekarz-pacjent. Oboje powinni się wzajemnie szanować i podejmować decyzje wspólnie. W Wielkiej Brytanii istnieje trend w kierunku procesu wspólnego podejmowania decyzji. Nawet NHS opublikował na stronie internetowej poradnik, jak to robić. Dlatego ważne, aby lekarz mówił choremu o zaletach i wadach leków. Po tym, jak chory uzyska informacje, lekarz powinien zapytać chorego, co mu bardziej pasuje. W sytuacji partnerstwa lekarza i chorego chory czuje się komfortowo, rozmawiając z lekarzem, a lekarz jest bardziej wyczulony na sugestie pacjenta. Dlatego lekarze powinni dopuścić chorego do procesu podejmowania decyzji, pozwolić, aby chory miał również nad nim pewną kontrolę. Wtedy chory ponosi odpowiedzialność za swoje zdrowie i może na przykład przyjrzeć się swoim złym nawykom takim jak na przykład picie zbyt dużej ilości alkoholu czy palenie papierosów.

Przeczytaj także: "Kopeć: Lek biopodobny to nie wyrób czekoladopodobny" i "Leszek Borkowski: Większy dostęp do leków biopodobnych to niezbędne leczenie dla większej liczby pacjentów".
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.